Flesz: Czego nauczyliśmy się po 2 tygodniach sezonu

15
fot. youtube

Świeżość nowego sezonu powoli przemija, efektywność ofensywna idzie na historyczny rekord z sezonu 2020/21, trójek jest ciut mniej, za to zbiórek ofensywnych więcej, więc sympatycy ery tuż sprzed rewolucji na styl nie mają raczej co narzekać.

Giannis Antetokounmpo jest najbardziej dominującym graczem w lidze, Luka Doncić dominuje skillem – tych dwóch w czerwcu po playoffach miałem jako Top-2 i mam wrażenie, że tylko odseparowali się od trzeciego miejsca – Steph Curry i Ja Morant nadal wysadzają z siedzeń, Kyrie coraz bliższy jest skasowania/wyrzucenia z ligi (Pablo Torre z ESPN obejrzał ten film i w nim nasz austriacki miłośnik malowania landszaftów cytowany jest długo), a my sprawdźmy dziś czego nowego nauczyliśmy się po dwóch pierwszych tygodniach sezonu.

Atlanta może (znów) być przyczajonym tygrysem. Atlanta przegrała dwa ostatnie mecze – w Milwaukee (prowadzili w czwartej kwarcie) i Toronto – po starcie 4-1. Co można było przewidzieć poszli ciut w dół w ataku (#9), za to poprawili się ciut w obronie – po dziesięciu stratach Trae’a Younga i oddanych 139 punktach w Toronto (43 w kontrze!) w ciągu trzech godzin ostatniej nocy spadli z #17 na #25. Dejounte Murray wpasował się doskonale, trafia career-high 40% trójek z 5.0 prób i rzuca 20.0 punktów, Trae Young częściej ucieka po staggerach i zasłonach bez piłki, przed wizytą w Toronto rzucił 35, 36 i 42 punkty w trzech kolejnych meczach, a John Collins gra swój najlepszy defense w karierze. Murray w obronie ma wolną rękę, by podwajać, ciąć linie podań, jest jednym z najlepszych two-way graczy ligi, ale myślę, że progres Hawks sprowadzi się do ciut większego i ciut lepszego Younga – ciut większego i ciut lepszego w tym procesie rozwoju, jak wiadomo kto przed nim. Atlanta ma szansę wrócić do Top-4 Wschodu, a nawet lepiej, jeśli kiedykolwiek na boisko wróci w tym sezonie Bogdan Bogdanović. Plus, cały czas mam Okongwu w re-drafcie 2020 na #4. W środę kończą pięciomeczową trasę w Nowym Jorku, więc wiadomo co to znaczy.

Pascal Siakam jest jedynką. Zachwycaliśmy się tu, lub co najmniej kuriozalne jest to, że od dwóch meczów mierzący po 208 cm Paolo Banchero i Franz Wagner w obliczu plagi kontuzji w Orlando rozgrywają piłkę. Wszystko ładnie, pięknie, tymczasem w Toronto Pascal Siakam po prostu staje się jedynką po odejściu przed poprzednim sezonem Kyle’a Lowry’ego do Miami. Siakam – nie VanVleet – lideruje Raptors w czasie posiadania piłki w meczu (5.9 min.), to wzrost z 5.1 w poprzednim sezonie i z 4.2 w ostatnim sezonie z Lowry’m. Siakam zrobił All-NBA 3rd Team i przyznam – nie do końca to kupiłem. Tymczasem w tym sezonie to 47/39/73 i póki co 26.6 punktów, 9.6 zbiórek, 7.4 asyst i nienajgorsze 2.7 strat. Toronto od czasu odejścia Lowry’ego nie dodało na obwód tu nikogo – Gary Trent przyszedł z Portland, ale to w gruncie rzeczy lepszy Patty Mills z prajmu, Dragić w poprzednim sezonie nie grał, Malachi Flynn gdzieś zaginął. Za VanVleeta ostatniej nocy do piątki wstawiony został (“Orlando Move”) 20 cm wyższy rookie Christian Koloko (może być stealem, pisaliśmy o tym latem). Ustaw Siakama na jedynkę – pozwól mu szukać cross-meczów stawiającymi zasłony VanVleetem i Trentem, pozwól mu na półdystans, floatery, grę w post – i obstaw wokół skład wysokimi skrzydłowymi. Raptors są 4-3 i poprzedni sezon nie wygląda na przypadek.

Wizards cały czas są enigmą. Poprzedni sezon, pamiętamy, rozpoczęli 10-3, i to mimo tego, że Spencer Dinwiddie skłócony był z resztą składu. To były czasy szczytu BitCoina, więc może po prostu mieli dosyć tokenów, NFT’ów i co jeszcze. Ten sezon rozpoczęli 3-1, ale od czasu kontuzji rezerwowego-PG Delona Wrighta – nie zagra jeszcze przez 5-7 tygodni – Wizards przegrali trzy kolejne mecze. Beal, Porzingis i Kuzma grają dopiero pierwsze minuty razem i są +19, Wizards mają sympatyczny rozmiar na skrzydłach w Denim Avdiji i w Rui Hachimurze, Beal ograniczył rzuty – tylko 20.7 punktów na 51% z gry – wychodzi po curlach granych z Porzingisem i gra bardziej all-around pod skład obok, Porzingis broni na centrze, w ataku gra prawie rzucającego obrońcę, zagrywki Wesa Unselda są pierwszej wody i kontroluje to Monte Morris, ale – kto punktuje na końcu meczów? Kto to ma? Czy Beal to ma? Statystycznie się broni, ale test oka mówi, że nie gra w pierwszej lidze crunchtime z Luką czy Morantem, ani w drugiej w kreacji rzutów dla siebie z Mitchellem czy DeRozanem. Bywają momenty, gdy na boisko wchodzi Hachimura, gdy w ostatnich ośmiu sekundach akcji piłka idzie właśnie do niego. Ale widać też, gdy Wiz oglądasz, jak łatwo mogą stać się 15-18 atakiem i 10-12 obroną, co na Play-In spokojnie powinno wystarczyć. Są – odpowiednio – #25 i #16 i powinni być lepsi, bo mają sporo rozmiaru na skrzydłach. Unseld ostatniej nocy zmienił rotację – cierpiącą bez Wrighta – i Avdiję w piątce zastąpił wyrobnik Anthony Gill. Na końcu, to jak wysoko zajdą, rozbije się o umiejętności Beala w końcówkach spotkań i ile meczów – jak zrobił to chociaż przed ponad tygodniem z Chicago, trudnymi floaterami – będzie w stanie wygrać. No i oczywiście, jak zdrowie.

Serca tankujących Utah, Spurs, Indiany. Choćby ostatniej nocy w porażce – po dwóch kolejnych zwycięstwach z Wizards i z Nets – Pacers walczyli na boisku, jak o życie, przeciwko all-time talentowi Kevina Duranta. Tyrese Haliburton – 49/45/95 wow 22 punkty, 10 asyst – ma jeszcze w jeden-na-jeden grze do zrobienia, ale #6 draftu Bennedict Mathurin – 46/43/86 wow 20.4 punktów – idzie na swój pierwszy mecz z tym całym “jak mu tam, zobaczymy kim jest, gdy zagramy” LeBronem Jamesem. Utah jest 6-2 (Danny Ain’t?) i właśnie przeszło się w drugiej kwarcie po Memphis, Spurs są 5-2. Tempo, presja, bieganie, zbiórki w ataku, rzuty za trzy i młodość, która przeważnie rozgrzewa się do sezonu szybciej niż weterani. Playoffy dla tych składów są teraz.

Shai Gilgeous-Alexander może być zaraz Top-10 graczem ligi. Jest #6 w punktach – po Luce, Giannisie, Ja, KD i Mitchellu – rzuca 31.0 na 50/37 i 30 na 30 z wolnych, OKC jest 3-2 z nim i średnio +9.6 w meczu, gdy jest na boisku. Trzeci z rzędu sezon lideruje lidze w drive’ach. W sobotę dopiero zrobił to, czego naprawdę nikt nie zrobił od nie pamiętam kiedy – przyćmił Lukę Doncicia. Porusza się według swojego tempa, zwalnia, przyspiesza i tylko nie eksploduje tak jak Morant, za to rzuca lepiej i z wyższego pułapu, i jest lepszym obrońcą. Wygląda na to, że nie ma najmniejszych szans na to, żeby Thunder mogli tankować ten sezon, jeżeli Shai będzie grał do końca.

Poprzedni artykułWake-Up: Clutch PG uratował Clippers. Bucks 6-0. Jazz niepokonani na własnym parkiecie
Następny artykułBrooklyn Nets zwalniają Steve’a Nasha

15 KOMENTARZE