Flesz: Hype pierwszych dni sezonu – co kupuję, co nie

2
fot. youtube

Przed rozpoczęciem tego sezonu regularnego wymieszaliśmy nasze ingrediencje tak – głównie związane było to z powrotami gwiazd po kontuzjach – że to, że po sześciu dniach sezonu tak mało jest drużyn bez porażki wpasowuje się raczej w założenia na tzw. papierze. Przy czym należy pamiętać o tym, że to jest tylko sezon regularny, dlatego trzej kontenderzy w Konferencji Zachodniej grają dotychczas bardzo limitowane minuty Klayem Thompsonem, Draymondem Greenem, Kawhi’em Leonardem i Jamalem Murrayem.

Sprawdźmy, które z gorących startów w tym sezonie można kupić, a które nie.

Utah Jazz (3-0). To w Palmie od samego początku – dokładnie od jednego z meczów preseason, gdy Danny Ainge zasiadł w Salt Lake City tuż obok stoliku sędziowskiego – były raczej sceny, odgrywane pod tytułem: “Utah ma potężne problemy”. Bogowie Koszykówki tankowania nie szanują, za to szanują Utah. Potężne problemy dlatego, że w składzie przecież cały czas są NBA gracze – Mike Conley, Jordan Clarkson, Lauri Markkanen, Malik Beasley, Collin Sexton, Jarred Vanderbilt, Kelly Olynyk (9/12 za 3) – a że wystawiani są właśnie oni na giełdzie przez Ainge’a, to co innego. Dwie rzeczy mogą iść w parze. Ten sezon tankowania dotychczas nie jest o tankowaniu – nawet Charlotte jest 2-1! – a Jazz praktycznie już wygrali ten sezon w oczach swoich kibiców. Problem faktyczny dla Ainge’a polega na tym, że Jazz pod Willem Hardy’m – czy San Antonio płacze? Boston? – obrali sobie analitycznie dobry kierunek do wygrywania i oddają najwięcej trójek w lidze (42.0, trafiają 39%), są #1 w asystach (31.7), do tego stwarzają sobie kolejne szanse (#4 w zbiórkach w ataku), grają po prostu, jakby chcieli coś udowodnić i stąd wygrane z Denver, Minnesotą, czy ostatniej nocy po dogrywce w Nowym Orleanie. Jazz mają #7 plus-minus, więc tu już mogła być jedna porażka, ale okazało się, że wielki Herbert Jones musiał ratować się w niedzielę handcheckingiem w dogrywce, żeby zatrzymać w koźle Euro-Lauriego Markkanena – 24.0 punktów na 48% z gry, 9.7 zbiórek, 3.7 asyst – o którym wiemy przecież, że w naturze ma bycie go-to-guyem. Oczywiście, że nie kupuję, but its cute, Utah. Brawo.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułWake-Up: 3-0 Blazers i Jazz. Pelicans stracili Ingrama i Ziona
Następny artykułDniówka: Kiepski początek Sixers