Kajzerek: Jak Kobe zdominował Rucker Park

2
fot. YouTube

To historia, którą trzeba opowiedzieć, by kultywować pamięć o Graczu. Kobe Bryant potrafił zachwycać bez względu na okoliczności. Rucker Park zawsze łączył dwa światy – hip-hopu i koszykówki. Był oazą dla wyzwolonych dusz, choć te bardziej od świętego spokoju, wolały dobrą zabawę. A dostarczały ją takie dni jak 18 lipca 2002 roku, gdy na betonowe boiska wszedł młody książę – gotowy przejąć scenę. Rucker Park rządził się swoimi prawami, był nieformalną instytucją prowadzoną przez nowojorskich showrunnerów. Kobe natychmiast stał się celem. 

W tamtych czasach legenda Rucker Parku pisała się z turnieju na turniej. Street-ball stał się dla wielu osób stylem życia, a mekka przyciągała do siebie najlepszych z całego świata. Dobry mecz na Rucker Parku dawał Ci przepustkę do koszykarskiego undergroundu. Pomysłodawcą budowy boiska był Holcombe Rucker, który – co za chichot losu – chciał trzymać dzieciaki z daleka od brudów ulicy. Stał się domem herosów, potem domem narkomanów i w końcu legendarnym boiskiem – miejscem kultu. To tutaj narodziła się legenda Nate’a “Tiny’ego” Archibalda. To tutaj grali Lew Alcindor i Nancy Lieberman, która do tej pory powtarza, że “Rucker Park uratował jej życie”. 

Niektórzy koszykarze, którzy pojawiali się tutaj wcześniej, domagali się, by na beton położyć klasyczny parkiet. Zgłaszali w ten sposób obawy o swoje zdrowie. Kobe uwielbiał rywalizację, więc nie mógł przepuścić okazji i odpowiedział na zaproszenie. Pomimo tego, że budował swoją pozycję w NBA i środowisko obsesyjnie go pilnowało, Kobe nie mógł odmówić sobie przyjemności. Rucker Park gwarantował zupełnie inne doznania i Bryant zadbał o to, by Nowy Jork doświadczył go w pełnej okazałości. Po 20 latach od tamtego wydarzenia, ludzie opowiadają anegdoty o magicznym dniu, który stał się częścią legendy. 

Kobe już na wejściu zaznaczył swoją obecność. Otoczony kordonem ochroniarzy stworzył wokół siebie aurę nietykalności. Hannibal – legendarny spiker Rucker Parku nie przez przypadek miał na sobie koszulkę z nr 8. Kobe kilka tygodni wcześniej zdobył swoje trzecie mistrzostwo w karierze – trzecie z rzędu. Był na szczycie, więc kibice traktowali go jako postać ocierającą się o status Boga. Z głośników Rucker Parku leciał hip-hopowy bit. Kobe poruszał się z naturalnym swagiem, ten wrastał w jego osobowość – nabitą sukcesami i famem. Na jego twarzy namalowana była pewność siebie, miał gorącą ochotę upokorzyć kilku gości. 

Tym razem miał się zmierzyć z ulicą – ludźmi stworzonymi do gry w koszykówkę bez żadnych reguł. Zmienił koszulkę na pomarańczowy trykot z nr 8, a na nogi założył pożyczone Air Force’y 1. Sprawiał wrażenie gotowego na wszystko. Bójki w trakcie meczu nie były tutaj niczym specjalnym. Krew na betonie? “Po prostu graj w tę pieprzoną grę”. Wieść o tym, że Kobe pojawi się na Harlemie pojawiła się znacznie wcześniej, gdy wspomniano o tym w jednej z radiostacji. 

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułFlesz: Kogo Celtics mogą przejąć w trade exception do 18 lipca
Następny artykułWake-Up: James Wiseman wreszcie zagrał