Debiutanci Pelicans zrobili defensywne show, zatrzymali Suns i jest 2-2

5
fot. League Pass

Playoffy to czas weteranów, a czwarta kwarta to czas Point Goda… W Game 4 w Nowym Orleanie wyglądało to jednak inaczej.

Gospodarze postarali się, żeby Chris Paul nie zabrał kolejnego meczu w końcówce, a kluczową rolę odegrali w tym fantastycznie broniący debiutanci. Teraz czwarta kwarta należała do Herberta Jonesa i Jose Alvarado, którzy pomogli New Orleans Pelicans doprowadzić do remisu po 2-2.

W serii, która powinna być jedną z najnudniejszych i najbardziej jednostronnych. Przecież z jednej strony mamy zdecydowanie najlepszą drużynę, która przez cały sezon była na innym poziomie niż reszta NBA, a z drugiej jedyną w 16-stce ekipę z ujemnym bilansem.

Ale Pelicans nie po to walczyli o awans, żeby w playoffach przestać walczyć i sprawiają Phoenix Suns zaskakująco dużo problemów. Oczywiście pomaga im osłabienie rywali i nieobecność Devina Bookera, ale mimo wszystko chyba nikt nie spodziewał się, że ten młody zespół będzie w stanie przeciwstawić się liderom ligi.

Phoenix @ New Orleans 103:118 (2-2)

Pelicans są objawieniem tych playoffów. Nie tylko Brandon Ingram w swoim playoffym debiucie jest gotowy, żeby prowadzić zespół jak przystało na prawdziwego gwiazdora, ale też debiutanci na tej dużej scenie wykazują się wyjątkową dojrzałością. Popis tego obejrzeliśmy w ostatnich minutach meczu numer cztery, kiedy Jones dał prawdziwą defensywną klinikę, a Alvarado pomógł mu wymęczyć Paula.

Herb robił niesamowite highlighty dwa razy blokując rzuty za trzy rywali.

Jak on to sięgnął?!

Nie pozwalał też Paulowi na łatwe podania z podwojeń i jedno z nich skutecznie przeciął. Do tego zaliczył przechwyt przy wznowieniu piłki z autu, po którym skończył akcję przy obręczy uderzony w głowę przez sfrustrowanego Paula (flagrant-1).

Gospodarze od startu czwartej kwarty trapowali CP w pick-and-rollach, natomiast potem Alvarado pilnował go już na całym boisku, skutecznie wywierając presję i wymuszając błędy – raz błąd 8 sekund, a na finiszu wyrwał mu piłkę zza pleców.

To koszykarskie dzieciaki, ale wiedzą co robić i jak grać w tę grę

Paul skończył mecz mając tylko 4 punkty, 11 asyst i jak na niego aż trzy straty, bo przecież w poprzednich dwóch meczach ani razu nie zgubił piłki.

Deandre Ayton znowu grał bardzo dobrze w drodze do 23 punktów przy 10/14 z gry, ale teraz Jonas Valanciuans podjął wyzwanie. Odpowiedział Aytonowi atakując go w post-up i pomógł Pelicans pociągnąć run w czwartej kwarcie, w której zdobył 11 ze swoich 26 punktów. Pomógł też wygrać im walkę na tablicach zbierając 15 piłek, z czego 5 na atakowanej desce. Gospodarze mieli aż 19 ofensywnych zbiórek. Ponawiali akcje i też regularnie dostawali się na linię (42 FTA). Ostatecznie z wolnych zdobyli aż 22 punkty więcej niż goście, czym zrekompensowali sobie niemoc zza łuku. Suns też pudłowali i obie drużyny trafiły łącznie tylko 13 trójek przy 25%.

Ingram ponownie był najlepszym zawodnikiem na boisku i już po raz trzeci z rzędu zdobył 30 punktów. 16 rzucił w trzeciej kwarcie, w której już tradycyjnie Pelicans byli wyraźnie lepsi od rywali i przejęli prowadzenie.

Suns znaleźli się się pod dużą presją. Zobaczymy jak odpowiedzią we wtorek w Game 5 na własnym parkiecie.

Poprzedni artykułAllen rozstrzelał Bulls, Bucks zabrali serię
Następny artykułNate McMillan znów to robi

5 KOMENTARZE

  1. Yeah!! Kocham takich walczakow, niech zyje PRAWDZIWA, CZYSTA, TWARDA OBRONA!!

    Brutalne czy – zwlaszcza – brudne faule, klaunowate flopy i klapanie dziobem wannabe gangsta – to wszystko to scierwo dla gownojadow.

    Przytulam sie do NOH. J##ac grubego. Gdzie dostane plakat Alvarado i Herba?!

    Ps czy Pelikany byly moze w top11 def, od asg? :))

    0
  2. Gdzieś tam czuję zapach niespodzianki. Gdzieś tam się snuje, na razie na wysokości butów koszykarskich, może nie długo sięgnie ochraniaczy na kolanach. Powoli się unosi. Już to kiedyś przeżyłem, pamiętasz Dikembe?

    0