Dniówka: Pamiętasz 70-tkę Bookera?

4
fot. Instragram.com

Dzisiaj mija piąta rocznica najlepszego strzeleckiego występu od czasu 81 punktów Kobiego Bryanta. Wielkiego meczu Devin Booker i jego rekordowej 70-tki, która równocześnie pozostaje jednym z najdziwniejszych rekordów jakie oglądaliśmy w najnowszej historii ligi.

Pod koniec swojego dopiero drugiego sezonu profesjonalnej kariery, Book przyjechał z drużyną do Bostonu i na tym słynnym parkiecie dołączył do elitarnego grona zawodników, którzy osiągnęli poziom 70 punktów w meczu. Przed nim dokonało tego tylko pięciu Hall of Famerów, ale nikt w wieku zaledwie 20 lat. Młody gwiazdor Phoenix Suns dokonał czegoś wyjątkowego, potwierdzając swoje niesamowite możliwości strzeleckie i ogromny potencjał.

Ale mimo że nikt z obecnych zawodników nie rzucił więcej punktów, wyjątkowo łatwo można zapomnieć o tamtym występie Bookera, ponieważ jest on rzadko wspominany. Daleko mu do legendy jaką obrosło 81 gracza, który rok przed tamtym meczem w Bostonie miał jasny przekaz dla dzieciaka z Phoenix – “Be legendary”. Devin wziął to sobie do serca i bardzo szybko zapisał się w historii, jednak nie zostało to aż tak docenione. Bo było to po prostu dziwne, a na końcu może już nawet głupie. Trudno NBA się tym chwalić.

Przypomnijmy – nie chodzi nawet o to, że zdobył te 70 punktów w przegranym meczu, kiedy jego drużyna była w trakcie serii 13 porażek, tankując po Josha Jacksona. To nie była tylko porażka, to był blowout od samego startu. Po pierwszych minutach Boston Celtics (wówczas druga drużyna Wschodu) prowadzili już 22-3 i później w żadnym momencie goście im nie zagrozili.

Trzeba jednak było rozegrać pełne 48 minut, a Booker jeszcze się rozstrzelał. Był w gazie i nikt nie miałby mu za złe, że próbował podkręcić swój rekord, gdyby tylko Suns znali umiar. Na pewno jego strzelecki popis zostałby dużo lepiej odebrany gdyby skończył na 60-kilku, zamiast cisnąć na wszelkie możliwe sposoby do 70-tyki. W samej końcówce koledzy pomagali mu, przerywając akcje rywali faulami, a trener Earl Watson prosił o timeouty. Przeciągali ten garbage time, tylko żeby dać Bookerowi szanse na kolejne rzuty. Oczywiście Celtics próbowali nie pozwolić mu na kolejne punkty, a mimo to im się nie udało (może dlatego, że dla nich już dawno było po meczu i trudno wykrzesać z siebie energię w ostatnich minutach, kiedy już się wygrało). Booker dopiął swego, niesmak jednak pozostał.

Aż 16 punktów zdobył przez ostatnie trzy minuty, natomiast w ostatnich sekundach jeszcze 7 razy stawał na linii. W sumie 24 punkty zanotował z rzutów wolnych – z wszystkich innych występów na co najmniej 70, tylko Wilt Chamberlain w drodze do 100 zdobył więcej z linii.

Świętowanie w szatni gości po porażce też było dziwne… Choć dla znajdujących się na samym dnie ligi Suns to był po prostu najlepszy moment sezonu – wrzecie mieli z czego się cieszyć.

70 punktów robiło wrażenie, ale okoliczności tego wyczynu sprawiły, że później to bardziej ciążyło na wizerunku Bookera, zamiast pomóc mu wejść do grona największych gwiazd. Długo był postrzegany jako świetny strzelec, który potrafi zdobywać mnóstwo punktów, ale nie potrafi wygrywać. Zawodnik, który zalicza głównie puste cyferki w kolejnych porażkach, czego najlepszym przykładem była właśnie ta 70-tka.

Minęło trochę czasu zanim udało mu się zerwać z tym wizerunkiem.

Musiał czekać cztery kolejne lata, żeby wreszcie stać się częścią wyrywającej drużyny i zadebiutować w playoffach. Potrzebował wsparcia Chrisa Paula, dzięki któremu wszedł na jeszcze wyższy poziom gry. Choć trzeba przypomnieć, że już w bańce udowodnił, że jest gotowy do bycia liderem wygrywającej drużyny, kiedy poprowadził Phoenix Suns do kompletu ośmiu zwycięstw. Teraz jest już wicemistrzem NBA i właśnie pokazuje znowu, że bez pomocy CP też potrafi fantastycznie pociągać zespół.

Pod nieobecność kontuzjowanego Paula gra jeszcze lepiej niż wcześniej i Suns nie przestają dominować. Od przerwy na All-Star Weekend notuje średnio 28.2 PKT, 52.1%, 40.3% 3P, 4.6 ZB, 7 AST i 1.8 PRZ.

b2b (59-14) Phoenix @ (43-30) Denver 2:00

Suns mają 9 meczów przewagi w tabeli nad drugimi Grizzlies, a też do rozegrania pozostało im już tyko 9 meczów, co oznacza, że potrzebują jeszcze jednego zwycięstwa – lub porażki Grizzlies – żeby oficjalnie zagwarantować sobie tytuł najlepszej drużyny sezonu zasadniczego i przewagę własnego parkietu przez całe playoffy.

Ostatnie tygodnie sezonu będą mogli już spędzić na oszczędzaniu sił i przygotowaniach do playoffów.

Chris Paul nie musi spieszyć się z leczeniem kontuzjowanego kciuka, ale podobno czuje się już coraz lepiej, jest blisko powrotu i wszystko wskazuje na to, że jeszcze będzie miał trochę czasu, żeby spokojnie odzyskać rytm gry przed tymi najważniejszymi meczami. Według doniesień Sama Amicka z The Athletic, jeszcze w tym tygodniu możemy zobaczyć go na parkiecie.

(41-31) Cleveland @ (40-32) Toronto 0:30

Bardzo ważny pojedynek w walce o ostatnie miejsce gwarantujące bezpośredni awans do playoffów.

Cleveland Cavaliers mają mecz przewagi i już tie-breaker, ponieważ wygrali trzy wcześniejsze starcia z Toronto Raptors. Poprzednio na początku marca w meczu, w którym stracili Jarretta Allena z kontuzją palca. Ale Raptors także są osłabieni, bo już od miesiąca nie mają OG Anunoby’ego, który również złamał palec. Problemy zdrowotne niewątpliwie mocno przeszkadzają obu drużynom, bo też ich liderzy grają mimo urazów (Darius Garland – plecy, Fred VanVleet – kolano), ale obie ekipy na szczęście mogą liczyć na swoich świetnych debiutantów, którzy cały czas potwierdzają wyjątkowość klasy zeszłorocznego draftu.

Scottie Barnes rozkręcił się po przerwie na ASW (18.5 PKT, 53.3% FG, 8.4ZB i 3.6 AST), przypominając to, co robił na samym początku sezonu, kiedy przez chwilę był na prowadzeniu wyścigu po ROY. Co prawda ostatnio miał kiepski występ w Chicago na tylko 8 punktów z 9 rzutów, ale wcześniej zanotował serię 12 kolejnych z dwucyfrowym dorobkiem punktów. Do tego po ASW zaliczył już sześć double-doubles, to o jedno więcej niż wcześniej.

Evan Mobley tymczasem stara się zastępować Allena w roli centra i w ostatnich dziewięciu meczach notuje średnie na poziomie double-double: 19.2 PKT, 54.9% 10 ZB, 1.2 PRZ i 1.7 BLK.

3w4 (42-30) Chicago @ (30-42) New Orleans 1:00

Chicago Bulls pokonali Raptors, dzięki czemu zapewnili sobie tie-breaker i umocnili się w szóstce, ale już dzień później mocno oberwali w Milwaukee. Nadal pogrążeni są w kryzysie, wyglądając jak drużyna, którą przytłoczył ciężar tego długiego i trudnego sezonu. Długo radzili sobie z problemami kadrowymi i trzymali w czołówce Wschodu, ale teraz mają drugi najgorszy na Wschodzie bilans po ASW (3-9), przez co nadal nie mogą być pewni uniknięcia Play-In. DeMar DeRozan stracił swój niesamowity ogień, Zach LaVine gra z urazem kolana, Alexa Caruso i Patrick Williams wrócili, ale dopiero muszą odbudować formę, a cały czas brakuje Lonzo Balla, który nie wiadomo nawet czy zdąży wrócić w tym sezonie.

Wizyta w Milwaukee przypomniała też o ich problemach w meczach rozgrywanych poza Chicago. Na własnym parkiecie mają najlepszy na Wschodzie bilans 26-10. Równocześnie są jedynymi w top-9 konferencji z ujemnym bilansem na wyjazdach (16-20), a dopiero co rozpoczęli 5-meczową trasę.

Dzisiaj odwiedzą New Orleans Pelicans, którzy walczą o zagwarantowanie sobie udziału w Play-In. Nadal są Brandona Ingrama, ale wczoraj brał udział w części treningu, jest więc nadzieja, że niedługo wróci. Natomiast już dzisiaj mogą dostać wsparcie od Larry’ego Nance’a Jr. Pozyskali go razem z CJ’em McCollumem, ale jeszcze nie zdążył zadebiutować w nowych barwach, bo zaraz po wymianie przeszedł operację kolana. W sumie jest już poza grą od początku stycznia.

b2b (25-48) Indiana @ b2b (50-23) Memphis 1:00

W Memphis czekają na wyniki rezonansu magnetycznego prawego kolana Ja Moranta. Kontuzji doznał pod koniec piątkowego meczu w Atlancie. Znowu przeciwko Hawks uszkodził sobie kolano. W listopadzie było to lewe i opuścił wtedy 12 meczów. Grizzlies mają nadzieję, że teraz nie jest to nic poważnego, co mogłoby zakłócić przygotowania do playoffów.

(30-41) Washington @ (45-27) Milwaukee 1:00

Khris Middleton jednak nie tylko odpoczywał w poprzednim meczu i teraz opuści kolejny z powodu urazu lewego nadgarstka.


(41-31) Cleveland @ (40-32) Toronto 0:30
b2b (25-48) Indiana @ b2b (50-23) Memphis 1:00
(30-41) Washington @ (45-27) Milwaukee 1:00
3w4 (42-30) Chicago @ (30-42) New Orleans 1:00
b2b (59-14) Phoenix @ (43-30) Denver 2:00

Poprzedni artykułMiędzy Rondem a Palmą (1076): Od awansu dzieli nas 90 minut
Następny artykułRichaun Holmes oskarżony o przemoc domową

4 KOMENTARZE

  1. Niesamowity jest ten wyścig żółwi o Play in na zachodzie. Blazers próbują przegrać co się da, a i tak są tak blisko, że gdyby tylko chcieli (czytaj nie posadzili Nurkica i Simonsa) to spokojnie weszliby do Play in kosztem NOP lub kontenderów z LA.

    0