Syn Gary’ego Paytona staje się ważną postacią ławki Warriors

4
fot. NBA League Pass

Podczas pojedynku na Brooklynie z udziałem najlepszych drużyn i największych gwiazd ligi, komentatorzy TNT sporo uwagi poświecili też Gary’emu Paytonowi. Ale nie temu legendarnemu zawodnikowi, który został wyróżniony wyborem do grona 75 najlepszych w historii NBA, tylko temu z dwójką przy nazwisku.

Gary Payton II nie jest tak utalentowany jak jego tata i ciężko musiał się napracować na miejsce w lidze, ale wygląda na to, że teraz wreszcie je znalazł. Jest ważnym rezerwowym najlepszej obecnie drużyny w NBA, choć jeszcze tuż przed startem sezonu wydawało się, że nie zmieści się do składu Golden State Warriors.

Na finiszu obozu treningowego główny tematem w San Francisco było obsadzenia ostatniego wolnego miejsca w drużynie. Faworytem był Avery Bradley. To doświadczony gracz i sprawdzony defensor. Weterani Warriors byli przekonani, że może się przydać i chcieli, żeby został, ale ostatecznie Bob Myers zdecydował inaczej. Zwolnił Bradley’a, co szybko wykosztowali Los Angeles Lakers i już w meczu otwarcia sezonu dostał on minuty przeciwko drużynie, która z niego zrezygnowała.

Początkowo wydawało się, że ta decyzja była dla Warriors czysto finansowa, ponieważ zostawienie wolnego miejsca w składzie pozwalało nieco zaoszczędzić. Nie chodziło jednak o to i jeszcze przed startem sezonu uzupełnili je. Podpisali Paytona, który również spędził z nimi okres przygotowawczy. Co prawda większość czasu leczył kontuzję i zdążył wystąpić tylko w jednym meczu preseason, ale Warriors mieli już okazję wcześniej go sprawdzić. Ściągnęli go do San Francisco w trakcie poprzednich rozgrywek, potem grał dla nich w Summer League i zyskał wielu zwolenników w klubie. Dlatego mimo że bezpieczniejszym i bardziej oczywistym ruchem było zatrzymanie Bradleya, ostatecznie postawili na młodego Paytona. Choć już nie młodzieniaszka, bo na początku grudnia skończy 29 lat, a od pięciu sezonów wędruje między NBA i G-League.

Tak więc syn Gary’ego został 15-tym graczem Warriors. Graczem z samego końca ławki, który przeważnie nie ma większego znaczenia i tyko sporadycznie pojawia się na parkiecie. W końcówce zeszłego sezonu już był na tym miejscu i rozegrał łącznie 40 minut w 10 meczach. Teraz początkowo też dostawał tylko epizody, ale szybko zapracował sobie na zaufanie Steve’a Kerra, który na początku listopada ogłosił, że Payton został włączony do stałej rotacji. W ostatnich siedmiu meczach grał już średnio 18 minut, będąc kluczowym elementem tej bardzo dobrej ławki Warriors.

„II” daleko do oryginału, ale w genach odziedziczył defensywny zmysł, zadziorność i to właśnie jego umiejętności w obronie trzymały go w lidze. Obecnie zalicza średnio 3.8 przechwytów PER-36, co jest najlepszym osiągnięciem z zawodników, którzy rozegrali co najmniej sto minut w tym sezonie. Lideruje również pod względem deflection PER-36, których ma 5.6.

Jego energia w obronie bardzo pomaga drużynie, ale Kerr może trzymać go dłużej na parkiecie dzięki temu, że nie jest już tylko zawodnikiem na jedną stronę parkietu. Dotychczas to właśnie było jego największym problemem. Robił wrażenie swoją defensywą, dlatego kolejne drużyny go sprawdzały, ale równocześnie przeszkadzał w ataku, więc nigdzie na dłużej się nie utrzymał. Dopiero Warriors znaleźli sposób jak go dobrze ustawić, żeby ukryć jego brak rzutu, a wykorzystać atletyczne możliwości. Zapewne zainspirowali się tym, co Bruce Brown robi na Brooklynie. 190-centymetrowy Payton także gra jak zawodnik z wyższej pozycji i atakuje kosz, wykorzystując spacing tworzony przez kolegów. Bardzo dobrze ścina w pomalowane, biega do kontr i robi highlighty efektownie wsadzając piłkę z góry.

Zanim trafił do Warriors, jego średnia w karierze wynosiła 3.5 punktów przy skuteczności 41.4% z gry.

W ostatnich ośmiu meczach zdobywał 8.6 trafiając aż 68% rzutów/dunków i z nim na parkiecie Warriors mają drugi najlepszy atak. Co więcej, w tym momencie to właśnie Payton robi największą różnicę po obu stornach boiska. Kiedy gra Warriors są aż 22.7 punktów na sto posiadań lepsi, niż gdy siedzi na ławce.

Nie przez przypadek komentatorzy TNT tak dużo uwagi poświęcili zawodnikowi, który jeszcze przed chwilą siedział na końcu ławki. A Warriors wiedzieli co robią, decydując się zatrzymać go w zespole zamiast Bradleya. Od razu warto też zwrócić uwagę, że Payton II nie jest pierwszym graczem, którego Warriors wynaleźli i przepuścili przez swój system szkoleniowy, tworząc przydanego zadaniowca. Ich wcześniejsze, podobne odkrycia to Damion Lee i Juan Toscano-Anderson.

Poprzedni artykułGiannis może szukać nowych wyzwań poza Milwaukee?
Następny artykułDniówka: Lakers w Milwaukee jeszcze bez LeBrona. Middleton wraca. Mavs bez Luki

4 KOMENTARZE