Kajzerek: No i co, że z drugiej rundy?

2
AP Photo

Od kilku już lat widzimy, że zmiana pokolenia zachodzi w bardzo dynamicznym tempie. Kolejne klasy draftu pozbawiają pracy weteranów. Ci mimo doświadczenia przegrywają rywalizację i na własnej skórze przekonują się o tym, w jak dobrych rękach jest przyszłość NBA. Ta nowa fala koszykarzy zaskakuje nas swoją przebojowością i to wcale nie ogranicza się do zawodników, wobec których mamy konkretnie osadzone oczekiwania. Coraz większe znaczenie zyskuje druga runda draftu, gdzie okazja na steal jest większa niż kiedykolwiek wcześniej. Klasa 2021 to kolejny przykład grupy, w której różnicę pomiędzy zawodnikami z pierwszej i drugiej rundy draftu mocno się zacierają. 

Ayo Dosunmu (Bulls), 2 runda, 38. pick

Najciekawsze w tym chłopaku jest to, że urodził się i wychował w Chicago, więc gra dla Bulls to dla niego przede wszystkim ogromny zaszczyt. W każdym meczu z wysokości trybun obserwuje go rodzina oraz znajomi. Dosunmu nie chce ich zawieść, bo nie ma w karierze sportowca wielu przyjemniejszych rzeczy, niż spełnienie marzeń na oczach najbliższych reprezentując swoje miasto.

Gdy Bulls wybrali go w drafcie, było niemal pewne, że pierwsze lata profesjonalnej gry spędzi w G-League, gdzie przejdzie bardzo dokładną ewaluację swojego talentu. Na obwodzie drużyny Billy’ego Donovana nie brakowało konkretów – uraz leczył Coby White, co pozwoliło Dosunmie utrzymać się w rotacji i wspierać swoich kolegów z ławki rezerwowych. Jako pick z drugiej rundy mógł spodziewać się tego samego schematu, co Marko Simonović czy Paul Zipser – ten pierwszy walczy właśnie o to, by nie pójść w ślady tego drugiego. 

Różnica w przypadku Ayo polega głównie na tym, że to charakterny chłopak – nauczony przełamywać wszelkie zastygłe schematy. – Nie jesteś w stanie nas zdefiniować, ani wsadzić do jakiejś kategorii, jeśli nie jesteś stąd – mówi Dosunmu. Już w trakcie pierwszych dni obozu treningowego zaprezentował niezłomny charakter. Był nieustraszony, co trener Donovan dostrzegł i docenił. Zaufał mu na tyle, że 21-latek odegrał kluczową rolę w meczu z Boston Celtics, w którym Bulls wracali z -19. Dosunmu w 22 minuty zanotował 14 punktów i na 6:54 przed końcem trafił clutch-trójkę na prowadzenie. 

‘‘Chicago kid’’ sprawia, że trudno o nim zapomnieć. Dysponuje ogromną energią i dopiero uczy się, w jaki sposób ją okiełznać. Za wzór bierze takich graczy jak Isiah Thomas czy Mo Cheeks – dwójkę charyzmatycznych emerytowanych graczy wychowanych na ulicach tego samego miasta. Po powrocie Coby’ego White’a zapewne złapie trochę kurzu na ławce rezerwowych, ale jego mental ma się nie zmienić – tak to Dosunmu planuje rozegrać. Na pewnym etapie zderzy się ze ścianą, jak wszyscy młodzi gracze próbujący wyprzedzić oczekiwania. Zobaczymy, czy to w jakiś sposób jego chicagowską duszę złamie. 

Herbert Jones (Pelicans), 2 runda, 35. pick

Problemy zdrowotne front-courtu New Orleans Pelicans poniekąd zmusiły trenera Willy’ego Greena do skorzystania z pomocy Herberta Jonesa. Ten miał zjawiskowy początek sezonu. Był jedną z najjaśniejszych postaci na parkiecie w tej beznadziei, jaką Pels prezentują w pierwszej fazie rywalizacji o play-offy. Jones nie mógł spodziewać się, że będzie wykorzystywany do tego stopnia, ale był gotowy, co dobrze o nim świadczy. Odpowiednio przepracował etap przygotowania do gry w profesjonalną koszykówkę, dlatego swojej szansy się nie przestraszył. 

Jego walka na tablicach daje Pels dużo szans z ponowień, nie boi się switchów na doświadczonych liderów rywala i z dużym poświęceniem ustawia w obronie tak, by wymusić faul w ataku. To oczywiście ciągle fantazja młodego gracza, który chce się pokazać z jak najlepszej strony przed sztabem szkoleniowym. Na pewnym etapie część tego entuzjazmu wygaśnie, pojawią się efekty obciążenia związane z intensywnością gry. Zdołał jednak zaznaczyć swoją obecność, co na tym etapie jego kariery ma olbrzymie znaczenie. 

Buduje swój kapitał zwłaszcza po bronionej stronie parkietu. W ataku przejawia jeszcze wiele surowej gry, która potrzebuje konkretnego szlifu. Ten przyjdzie wraz z doświadczeniem. Swój najlepszy mecz rozegrał 31 października w przegranym przez Pels spotkaniu z New York Knicks. W 36 minut zanotował 12 punktów, 5 asyst, 3 zbiórki i 3 przechwyty. Ekipa z Luizjany z Jonesem na parkiecie była +7 – najwyższy współczynnik w drużynie. Wstrząśnienie mózgu w meczu z Phoenix Suns na początku listopada wykluczyło go z gry na kilka dni. Zielone światło do powrotu dostanie dopiero, gdy przejdzie serię testów określonych w specjalnym “NBA’s concussion protocol”. 

Jeremiah Robinson-Earl (Thunder), 2 runda, 32. pick

Nie potrzebował dużo czas, by zbudować swoją pozycję w rotacji. Wyróżnia go dojrzałość, zarówno na, jak i poza parkietem. Można się domyślać, że cechy jego osobowości bardzo pasowały do profilu, jaki preferuje Sam Presti, generalny menadżer Thunder. Ten dzielnie walczy o to, by dać Oklahomie jeszcze jedną szansę na walkę z czołówką w oparciu o zawodników wybranych w drafcie. Robinson-Earl ma być kolejnym potwierdzeniem wysokich kompetencji Prestiego – kuszonego przez wielkich, ale ciągle lojalnego swojemu środowisku. 

Jeremiah doskonale wie, że nie może wychodzić przed szereg. Poprzez fakt, że ufa założeniom trenera zdobył szybko jego zaufanie, co automatycznie przekłada się na minuty i rolę. Widać, że jest odpowiednio przygotowany na rywalizację w NBA. W dziesięciu dotąd rozegranych meczach, czterokrotnie wychodził w pierwszej piątce. Jeśli gra z ławki, to zazwyczaj jako jeden z pierwszych słyszy komendę od trenera Marka Daigneaulta. W średnio 17 minut notuje 5,5 punktu i 3,7 zbiórki trafiając 51,2 FG% i 9/22 za trzy (we wszystkich rozegranych meczach). 

Sprawia wrażenie gracza, który stabilizuje system na parkiecie. Zawsze wie, gdzie powinien się znaleźć i bardzo ostrożnie podchodzi do całego procesu decyzyjnego, zwłaszcza z piłką w rękach. Jest jak najlepszy uczeń w klasie – zawsze przygotowany i zawsze chętny, by zrzucić z ciebie odpowiedzialność. Ten typ zawodnika właśnie w taki sposób przysłania braki w czystym talencie i kreatywności. Asekuracyjność Robinsona-Earla może z nim zostać, co utrudni mu zyskanie dodatkowej wartości. Na ten moment prognoza przedstawia solidnego zadaniowca, cenionego przez trenerów, lecz pogodzonego z faktem, że powyżej pewnego poziomu nie podskoczy. 

Dalano Banton (Raptors), 2 runda, 46. pick

Postać w swojej klasie wyjątkowa, ponieważ to pierwszy Kanadyjczyk wybrany w drafcie przez Toronto Raptors. Gdyby tego było mało – Banton pochodzi z Toronto, więc już na początku swojej kariery ma szansę reprezentować barwy drużyny, która była mu szczególnie bliska. Bardzo szybko stał się ulubieńcem fanów, zarówno przez swój “freestyle’owy” styl bycia, jak i przez fakt, że po prostu zostawia na parkiecie dobre liczby przy ograniczonym czasie, jaki dostaje od trenera Nicka Nurse’a. 

Ten nietypowy guard dysponuje kilkoma atutami, które sprawiają, że obrona ma z nim szczególny problem. Kluczowym jest szybkość – na niej może zbudować karierę, choć już teraz wiele osób podkreśla, że musi pracować nad rzutem z dystansu, bo prędzej czy później każdy defensor w NBA będzie miał przejrzysty blue-print na to, jak ograniczyć jego produktywność. Na tym etapie Banton funkcjonuje dla Raptors głównie jako zawodnik napędzający kontry i szybkie akcje zamykane w pierwszych sekundach posiadania. Trener Nurse ma smykałkę do tego, w jaki sposób uwydatnić zalety konkretnego gracza i stworzyć w ten sposób przewagę na parkiecie. 

W trakcie pre-season Banton dużo czasu pracował z trenerem Earlem Watsonem. Asystent w sztabie Nurse’a miał wprowadzić Bantona do gry “fast-pace” i na bieżąco korygować wszelkie nieścisłości wynikające z braku doświadczenia. W tym momencie rookie koncentruje się głównie na tym, by spowolnić grę w swojej głowie. Jeśli uda mu się zachować szybkość i jednocześnie podejmować lepsze decyzje, może być jednym z najbardziej nieprzewidywalnych graczy w rotacji trenera Nurse’a. 

Coach zaczyna z niego korzystać w momentach, w których tradycyjne środki się nie sprawdzają i Raptors mają kłopoty z przełamaniem obrony. Pojawienie się na parkiecie Bantona znacząco przyspiesza egzekucję Raptors i choć jest to jeszcze broń obosieczna, jej okiełznanie może zapewnić drużynie bardzo mocną pozycję w arsenale. Nie sposób podważyć roli i znaczenia Freda VanVleeta, lecz Banton nie będzie dla niego substytutem, bardziej alternatywą o zupełnie innym usposobieniu. Wychowanek Nebraski może mówić o sporym szczęściu, ponieważ trafił w dobre ręce.

Poprzedni artykułFlesz: “Ricky Rubio, He The Goat”
Następny artykułKrzesło Davida Griffina coraz cieplejsze