Gdzie by tu zacząć?
Zacznijmy może tu: robiłem przedwczoraj research do sylwetki jednego z graczy 7-5 Cleveland Cavaliers – o Jarrecie Allenie już pisałem, więc możesz chyba łatwo domyślić się o kogo chodzi (jego ojciec nie jest centrem, który przez chwilę grał dla Vancouver Grizzlies). W części statystycznej sprawdzałem liczby On/Off Cleveland – gdy ktoś jest na boisku i gdy go nie ma – i okazało się, że generalnie niemal żaden z graczy Cavaliers nie robi statystycznej różnicy, nie ma znaczenia czy grają czy nie – a w zasadzie lepiej by było, gdyby wszyscy nie grali – bo pośród tych graczy wyrasta stalagmitowa górka, po hiszpańsku estalagmita, i tym lebronem jest Ricky Vives I Rubio.
W sobotnie popołudnie oglądamy z dziewczyną z odtworzenia mecz Cleveland z Toronto, gdy kamera pokazuje Ricky’ego, na co ona mówi coś w stylu “nieudaniec”. Aua. W poniedziałek, już po kolejnym występie Rubio i tych 37 punktach w sobotnią noc z New York Knicks, dopiero co zaczynamy w Palmie rozmawiać o tym ankonszys 8/9 za trzy w MSG, gdy zNYK wjeżdża w pierwszym zdaniu “ta kariera się nie udała”. I faktycznie ta kariera się nie udała.
Bo jeśli wrócić się do lat 2007-2009, hype na Ricky’ego Rubio był niewyobrażalnie dziś duży. Tyle się spodziewano – Nash Bird w jednym? Leo Messi? Trudno, żeby zresztą tak nie było, gdy w 2006 roku w finale ME U-16 rzuca się 51 punktów, ma się 24 zbiórki, rozdaje się 12 asyst i kradnie się 7 piłek. I temu hajpowi z różnych powodów Ricky Rubio nie sprostał. Kłopoty rzutowe i zerwany ACL, gdy w marcu 2012 Kobe wjechał mu w kolano, są dwoma kluczowymi.
Następnie nasz słodkogorzki Ricky spędzał karierę w różnych miejscach, a ostatnie lata, to już prawdziwy massenburg. W 2017 roku zamienił Minnesotę na Utah, gdzie grał dwa sezony jako starter. W 2019 podpisał trzyletni kontrakt w Phoenix, by po bąblu w Orlando ustąpić miejsca Chrisowi Paulowi i zostać przehandlowanym do Minnesoty. Po ubiegłym, nieudanym sezonie w Minnesocie, Rubio został przed tym sezonem przehandlowany do Cleveland, gdzie póki co trafia najlepsze w karierze 41% rzutów za trzy.
Ale zanim Rubio do Cleveland trafił, dał latem w hiszpańskiej prasie wyraźnie do zrozumienia, a w zasadzie wprost powiedział “Marcy”, że ma już dosyć tych zmian miejsc, tego handlowania nim i chciałby wreszcie gdzieś osiąść na dłużej ze swoją rodziną.
“I am a little tired. Ultimately, every player like me prefers stability, especially now with my family also needing stability.”
Pojawiły się doniesienia, że to raczej jego ostatni sezon w NBA, po którym wróci do Hiszpanii. Brian Windhorst z ESPN jeszcze przed dwoma tygodniami mówił, że Rubio nie był zachwycony przeprowadzką na dzikie plaże Cleveland.
Switch do ostatniej soboty, gdy dwie ostatnie z jego career-high ośmiu trójek w MSG są tak gorące – siódma po sidestepie w lewo, ósma to już z samego nadgarstka, bez nóg – jakby nie były jego. Ricky Rubio był in-the-zone. Ricky Rubio! Uśmiechał się przy tym na końcu tak nieśmiało, jakby nigdy mu się to nie przytrafiło. A przecież też nie ma co robić z tego wielkiej hecy, bo w 2019 roku Ricky Rubio był MVP Mistrzostw Świata, a w tym roku na Olimpiadzie rzucił 38 punktów Amerykanom i był najlepszym strzelcem turnieju. Is he coming? Nah. Spokojnie.
W każdym razie, po wspomnianym meczu z Knicks Ricard Vives I Rubio udziela wywiadu, gdy zza jego pleców nadbiega pokrzykując i rzuca się na niego młody Darius Garland. I przez chwilę na jego twarzy widać szczerą dziecięcość, radość, sympatię, miłość, szacunek. Przez kilka sekund Cleveland widać już w drugiej rundzie playoffów! To oddanie się tej chwili przez Garlanda, i ta nieśmiałość Rubio, ze swoim rzucającym obrońcą na plecach, wszystko to złożyło się w jeden z najpiękniejszych momentów ostatnio w NBA. I może być dowodem na to, jak dobra atmosfera panuje w teamie, który przed sezonem typowałem do Play-In Wschodu, pisząc, że kto jak kto, ale właśnie Ricky Rubio – po latach gry z Gasolami, Love’ami, Townsami – dobrze wie jak szukać wysokich, którymi dziś stoi Cleveland, i dbać o nich.
Te spontaniczne wyznania, momenty błysku w oczach otrzymywane od najbliższych czy te dawane najbliższym, to właśnie są chwile, o które dbać warto, których szukać warto i które w życiu mieć warto. Niech żyje Polska!
“RICKY RUBIO, HE THE GOAT!” pic.twitter.com/BsfBaBvOSw
— Ballislife.com (@Ballislife) November 8, 2021
Tak samo te splity wyglądały przy pierwszym pobycie w Minnesocie. Fajnie, że w końcu po paru latach posuchy ma swój moment.
Pamietam jaki nadmierny Hype Maciej robił jak Rubio przyszedł do NBA.
Co do meritum to wydaje mi się, że po pierwsze fizycznie został odjechany grając zbyt duże minuty z dorosłymi od w zasadzie lat dziecięcych. Plus fizycznie i stylem jednak pasuje do wcześniejszej epoki i tak też był i jest przez menadżerów NBA traktowany. Trafienie do Minnesoty na pewno nie pomogło, ale też nie wydaje mi się, żeby ten zerwany ACL wielce zmienił jego karierę. Ona od początku w NBA wyglądała z mojej perspektywy tak samo.
Bardzo mnie to cieszy, oby mu się dobrze i efektywnie grało jak najdłużej <3
I faktycznie był hype ale jak najbardziej zasłużony, po prostu nie wyszło aż tak dobrze w NBA ale powiedzieć o nim, że ta kariera się nie udał to nadużycie.
Chyba, że miarą udanej kariery jest dla kogoś tylko mistrzostwo to nie będę dyskutował, pewien tylko, że nie rozumiem…
Zero asg.
Miara sukcesu sa oczekiwania. A te byly olbrzymie.
Ale to dobry gracz, z rzutem bylby elitarny.
Ależ oczywiście, że ta kariera się nie udała. Oczekiwania były takie, że dostaniemy sezony wypełnione wyborami do ASG i teamów All-NBA oraz trofeami najlepszego podającego, że w końcu nastąpi atak na pozycję “najlepszy Euro/biały w historii”. To miał być Doncić przed Donciciem. A finalnie dostaliśmy coś w podobie kariery Marcina Gortata. Przy czym Ricky miał potencjał i hype, o którym gracze pokroju Marcina mogą pomarzyć.
Gdyby nie piłka na zdjęciu to pomyślałbym, że to z jakiegoś castingu do hiszpańskich Backstreet Boys
Ricky Rubio może też, ale na starcie sezonu Maciek absolutnie w TOP formie. Poziom 6g w tym sezonie wrócił na swoje miejsce i już nie zastanawiam się nad przedłużeniem abonamentu :-) dzięki!
Eh, Ricky, jak ja Ciebie uwielbiałam i kibicowałam. Pamiętam ten hajp po IO 2008, zresztą nawet z początku jego podróży po NBA dużo było hajlajtów z podań, wizji parkietu, coś jak hajp na Johna Walla zanim przyszedł do NBA. Wtedy mam wrażenie miał te swoje momenty, Moim zdaniem zawiniła Minnesota- klub, który nikogo wtedy (teraz też?) nie interesował, który był na dnie i trudno było być z niego wybranym do asg, Ricky właśnie na takich meczach zbudowałby swój funbase moim zdaniem. Bo graczem był i jest efektownym, ale głównie jako first pass pg, z rzutem zawsze było słabo i chyba to był drugi, ostateczny już gwóźdź do trumny. Szkoda, bo kawał gracza, a kariera taka właśnie a’la Gortat…