Jak Mavericks pozwolili Suns przejąć Steve’a Nasha

7
fot. YouTube

Na początku wakacji 2004 najgorętszym tematem była przyszłość Kobiego Bryanta, który poważnie brał pod uwagę dołączenie do tej drugiej drużyny w Los Angeles, po czym największym wydarzeniem offseason stał się transfer Shaquille’a O’Neala do Miami. Sporo zamieszania wywołały też kontrowersje wokół przeprowadzki Carlosa Boozera do Utah Jazz, a młodym Denver Nuggets wróżono obiecującą przyszłość gdy do Carmelo Anthony’ego dodali wybranego cztery lata wcześniej z jedynką w drafcie Kenyona Martina. W cieniu tego wszystkiego znalazł się Steve Nash i jego kontrakt z Phoenix Suns. Był jednym z najlepszych dostępnych zawodników na rynku, ale był też już 30-letnim All-Starem, który miał powoli kończyć okres swojego prime’u. Co więcej, dołączał do drużyny, która wcześniejszy sezon zakończyła mając tylko 29 zwycięstw, dlatego nikt nie spodziewał się, że ten ruch może istotnie wpłynąć na układ sił w NBA.

Szybko okazało się, że była to jedna z najlepszych transakcji na rynku wolnych agentów. Nie tylko tamtych wakacji, ale i w całej historii NBA. Jeśli wyłączymy te wszystkie oczywiste kontrakty dla największych gwiazd jak LeBron James czy Kevin Durant, to może nawet najlepsza. Phoenix Suns udała się wtedy niezwykle rzadka sztuka jaką jest pozyskanie z rynku przyszłego MVP. Odkąd w NBA zaczęła obowiązywać niezastrzeżona wolna agentura tyko trzech zawodników sięgnęło po tę nagrodę w barwach drużyny, którą sami wybrali w offseason. Shaq w Lakers, LeBron w Heat i właśnie Steve.

Ale ta historia mogła się nie wydarzyć, ponieważ gdyby to zależało wyłącznie od Nasha, w 2004 nie przeprowadziłby się do Arizony. Co prawda miał tam nadal swój dom, który kupił gdy grał w barwach Suns przez pierwsze dwa lata swojej kariery, ale wolał zostać w Dallas Mavericks. Bardzo chciał dalej grać razem ze swoim przyjacielem Dirkiem Nowitzkim i Michaelem Finley’em, z którymi przywrócił Mavs do playoffów po 10-letniej przerwie i tworzył czołową ekipę Zachodu. Mieli za sobą cztery kolejne sezony na ponad 50 zwycięstw i wizytę w finale konferencji w 2003 roku.

W Dallas również chcieli zatrzymać trzon drużyny i jeszcze tuż przed startem offseason Mark Cuban podkreślał, że Nash jest priorytetem. Okazało się jednak, że te priorytety były nieco inne, bo Cuban bardziej niż zatrzymaniem swojego rozgrywającego martwił się perspektywą inwestowania dużych pieniędzy w już 30-letniego zawodnika. Były obawy o to czy Nash wytrzyma fizycznie kolejne lata i czy przypadkiem nie zaczął już schodzić ze swojej górki. Po dwóch kolejnych sezonach na poziomie All-Stara, w 2003/04 jego statystyki nieco spadły, oddał miejsce trzeciego strzelca drużyny Antawnowi Jamisonowi, a do tego miał słabe playoffy, w których został ograny w pierwszej rundzie przez Mike’a Bibby’ego.

Mavs obawiali się, żeby nie przepłacić. Nie wszyscy jednak podzielali te obawy i Phoenix Suns zaproponowali Nashowi 6-letnią umowę za $66 milionów, z opcją drużyny w ostatnim sezonie (dla porównania, jego wcześniejszy kontrakt był wart dokładnie połowę mniej – $33mln/6). Steve poszedł z tą ofertą do Cubana, mając nadzieję, że wyrówna i będzie mógł zostać w Dallas. Cuban zrezygnował z tej możliwości. Uznał, że cena jest za wysoka. Podobno wcześniej Mavs proponowali mu $9mln rocznie, a przede wszystkim nie chcieli ryzykować kontraktem dłuższym niż na cztery sezony.

Nashowi pozostało przyjąć ofertę Suns i spakować walizki. Dostał świetny kontrakt, ale nie ukrywał swojego żalu, że musi opuścić Dallas:

“To ekscytujące, ale też słodko-gorzkie. Bardzo mi przykro, że zostawiam moich kolegów, ale cieszę się, że idę gdzieś, gdzie naprawdę mnie chcą.”

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułGra Draftowa: Druga część trade’u
Następny artykułGra Draftowa: Bilans i balans, a nie lans

7 KOMENTARZE