Dniówka: Nadchodzą poważne zmiany w NBA. Embiid w Toronto. Bucks-Jazz

30
fot. AP Photo

Golden State Warriors znajdują się na samym dnie, Los Angeles Lakers są numerem jeden, a na największą gwiazdę ligi wyrasta Luka Doncić. W NBA rzeczy szybko się zmieniają, ale wygląda na to, że nachodzą naprawdę poważne zmiany.

Po latach dyskusji o skróceniu sezonu, która przybrała na sile w obliczu load management i pomysłach wprowadzenia dodatkowego turnieju, co już dawno temu proponował Bill Simmons, władze NBA zaczynają dojrzewać do decyzji o wprowadzeniu zmian w terminarzu i systemie rozgrywek. Z takimi doniesieniami w weekend przyszli Adrian Wojnarowski i Zach Lowe. Na razie to jeszcze etap dyskusji i omawiania możliwych scenariuszy, ale rozmowy podobno są poważne, prowadzone nie tylko wewnątrz ligi, również ze Związkiem Zawodników i partnerami telewizyjnymi, którzy będą musieli zgodzić się na ewentualne modyfikacje. Zobaczymy gdzie to nas doprowadzi i jak poważne będą to zmiany, ale najważniejsze wydaje się to, że coś się ruszyło. Jest wola, żeby zerwać z tradycją 82-meczowego sezonu i wprowadzić usprawnienia, które sprawią, że ten dłużący się sezon regularny zyska na atrakcyjności.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułMiędzy Rondem a Palmą (828): Warto to oglądać
Następny artykułZawodnicy piątego tygodnia rozgrywek

30 KOMENTARZE

  1. Podział na konferencje do skasowania w pierwszej kolejności.Snem idioty byłoby ok.60 meczów dla zespołu w RS.Garbage time da się zaakceptować w pojedyńczych meczach,nie powinno być tak aby końcowa część sezonu była jednym wielkim GT.

    0
    • czy zmniejszenie liczby spotkan, nie przelozy sie na wieksze minuty starterów, mniejsze minuty ławki, krótsze rostery ?

      Koniec konców- może się okazać, że team nie będzie potrzebować 15 graczy – tylko 10-12max, do tego reszta w G-league . Okaże się liga zamiast bedzie krotsza o 100-120 graczy .

      Związek zawodników- chyba niechetnie na to przystoi. Cos jak u Nas zwiazki zawodowe górników.

      0
  2. udowodnia = zanurza się głęboko (no, przynajmniej zanurza się) w wodzie
    defensywa Bucks (w tym kształcie) = jednak pozostawia SPORO do życzenia
    usiał z tym 24-letnim dzieciakiem = ziarno zasiane, mały plon (= plonek) był
    ***
    niemniej, nieustające podziękowania za wciąż, tradycyjną, dniówkę

    0
  3. IMHO dysproporcja między konferencjami jest przejściowa. To kwestia kilku draftow z top pickami na wschód + odbudowy NY i Chicago jako największych rynków na wschodzie. Pod względem wielkości rynków wschód wcale nie jest dużo słabszy od zachodu (Phila, Boston, Miami, NY, Chicago). Robienie rewolucji z tego powodu jest moim zdaniem nadmierna reakcja.

    Oczywiście co innego długość sezonu i walka z niską jakością “produktu” w marcu. Tutaj warto kombinować. Osobiście byłbym za rozszerzeniem o 2 kluby (Seattle…), 62 spotkania każdy z każdym + jakieś turnieje.

    0
      • Dzięki takiej tradycji mieliśmy wiele klasyków w play offach typu Pistons-Bulls. Takie starcia jak Knicks-Pacers nie dotyczyly zresztą mistzowskich drużyn. Moim zdaniem jest w tym wartość bo budujesz pewną rywalizację między klubami, ostrzysz sobie zęby na wyczekiwane starcie. Bez konferencji układ może być zupełnie randomowy.

        0
        • Mylisz rezultat z przyczyna. IMHO archaiczny podzial na konferencje co roku grabi nas z 2-4 MEGA serii, ktore nei moga miec miejsca bo musza grac paprochy z miejsc 7-8 na takim wschodzie.

          Poza tym to, ze rzadziej beda na siebie wpadaly Indiana z Chicago, to tez czesciej beda graly np Portland z Miami i powstana nowe rywalizacje. Who cares gdzie lezy miasto na mapie jesli mecze i serie beda lepsze, ciekawsze, bardziej zaciete?

          0
          • Byłoby inaczej ale nie wiem czy lepiej. Kibice w Texasie woleliby pewnie 2 serie Mavs-Spurs niż mecze ulubiencow z Phila czy Bucks nawet jeśli poziom sportowy byłby wyższy w tym drugim przypadku

            Ale zaznaczam że jako konserwatysta jestem zawsze sceptyczny wobec zmian

            0
          • @Specu: bardzo ciekawe to co piszesz.

            Ja jeszcze gdzies do ~2016 stalbym tam gdzie Ty i wrecz bronil zebami i pazurami “tradycji”. Ale jedna rzecz mi przestawila myslenie o 180 stopni.

            Jak sobie odpalisz PO np z 2016 roku(to bylo tylko 3 lata temu!) to te mecze momentami wygladaja jak sprzed 30-stu lat jesli chodzi o spacing, rotacje, ilosc nieefektywnych, dalekich dwojek.

            Ta liga nie tyle przyspieszyla, co w ostatnich circa 5 latach weszla w jakas NADSWIETLNA jesli idzie o rozwoj i zmiane stylu gry. Dla mnie to co bylo przed 2015(2016?, 2017??) i po to sa dwie tak rozne dyscypliny, ze nie mam juz zadnego problemu z tym, zeby oddzielic wszystko gruba kreska i powiedziec: ok zabawa skonczona, dzieci polepily sobie ludki z gowna przez 70lat, teraz zacznijmy uprawiac dorosla i dojrzala wersje tego sportu.

            0
      • @pwoluszyn
        Podział na dywizje i konferencje to istota i tradycja w amerykańskim sporcie. Przez taki ruch straciliby rzeszę kibiców. To po pierwsze.
        Po drugie, ważniejsze – mecze w 1rd play-off odbywają się rytmie dwudniowym. No to jedziemy. Pierwsza runda play-off: Miami lub Orlando vs Portland. Przecież to paranoja. Lot MIA-PTB trwa ok. 8 godzin. Jak wyobrażacie sobie, bo wiele osób to postuluje, poziom tych meczów? Przeciez oni będą powłuczyli nogami. Jak wyobrażacie sobie, że po jakiejkolwiek, nawet 6 meczowej serii, którykolwiek z tych teamów wygra, pojedzie grać ze zwycięzcą serii np. serii Boston-Philla lub LAL-LAC?
        Dajmy na to – (2) Miami spotyka się z (15) PTB. Wygrywa po 6 meczach. W tym samym czasie (8) LAC przegrywa z (9) LAL. I (3) Miami gra z (9) LAL. Po spędzeniu 32 godzin w 10 dni w samolocie? 2 dni w samolocie, czaicie? I za kolejne 4 dni lecą kolejne 7h do LA i dostają wpierdu bez względu na talent, bo zmęczenia nie oszukasz.
        Stany to nie Polska czy Europa, gdzie samolotem dolecisz w 3 godziny praktycznie wszędzie.

        0
        • To dowod anegdotyczny, ale co tam :)
          Mi regularnie zdarza sie, wsiasc do samochodu w niedziele, jechac 7-8h, pracowac 3 dni POD RZAD po 9-12h, wsiasc po pracy o 18:00 do auta i jechac z powrotem 7-8h. Rinse & repeat.
          A sa ludzie, ktorzy parcuja DUZO ciezej ode mnie. Jest ich calkiem sporo.

          Mysle, ze ci mlodzi, piekni, wysportowani czarni chlopcy jakos by przezyli tydzien lotow na kanapach w klubowych czarterach + dwugodzinne mecze(z czego 35min na parkiecie) katorzniczej gry w koszykowke. Nawet jesli ktorys mialby zejsc, to na oslode dla rodziny zostaja dziesiatki mln $$$ ;)

          0
          • Problem w tym (sam pracuje po kilkanaście godzin – urok własnej działalności), że zawodnik NBA musi grać w play-offach na 100%. Bo juz 95% może w p-o dla wygranej nie wystarczyć. A chyba chodzi o to, żeby wygrywali najlepsi, a nie Ci mniej zmęczeni.

            0
        • Co do tradycji to mam dwa kontrargumenty:
          1) kiedy byl jakis lkoalny klasyk w stylu Phily-Boston, Boston-NYK(??) etc? 30? 50 lat temu?
          2) Czy najwiekszym klasykiem przypadkiem nie jest LAL-BOS? :)
          A dla naszego pokolenia pewnie CHI-UTH ;)

          0
          • Philly-Boston – 2018 ;-).
            Dla mnie nie CHI-UTA tylko CHI-DET, CHI-NYK i NYK-IND. Ale ja stary jestem ;-)

            0
          • Philly-Bost ’18 – no wlasnie :)

            Na moje kaprawe oko, to rywalizacje nie tworzy Indiana z NY czy innym Chicago, tylko Mike VS Bad Boys, MJ vs Ewing & Co. oraz Reggie duszacy Spike’a :)

            A jeszcze bardizej rywalizacje tworza 6-7 meczowe serie, NAJLEPSZYCH teamow :)

            0
          • Ok, to jest argument. Dziś gwiazdy zmieniają kluby znacznie częściej. Al Horford w klasyku niedawno był po stronie Bostonu a teraz będzie w 76s.

            0
  4. Podział na konferencje buduje w kibicach nutke napięcia. Każdy z nas mniej lub bardziej lubi jakiś klub i po kilku latach kibicowania świadomie/nieświadomie stajemy się kibicami tych klubów, zaczynamy myśleć o głębszych rywalizacjach jak np. Pistons-Bulls czy Heat-Knicks, Boston-Cavs itp. NBA buduje z nami głębszą relacje i zaczyna budzić większe zainteresowanie ogółem. Jak z Netflixem, serial bardziej nas wciąga niż film.

    0
  5. Widzę tu wiele problemów. Playoffs w układzie pierwszy z ósmym zespołem konferencji brzmi o wiele bardziej prestiżowo niż pierwszy z szesnastym. Ten dzisiejszy podział to małe oszustwo, które sprawia wrażenie , że liga ma więcej dobrych zespołów niż ich jest w rzeczywistości. I jak dla mnie ten podział – wbrew zdrowemu rozsądkowi – powinien pozostać. Natomiast priorytetem powinno być zmniejszenie liczby meczów w sezonie regularnym bo to jedyna droga aby większa ilość spotkań była traktowana poważnie. Ale tu trzeba odwagi i konkretnych kroków, zmiana typu 4 spotkania nic nie zmieni. Turniej pucharowy bez sensu, bo jaka będzie jego faktyczną waga? Turniej o play-offs również.

    0
    • Nie zgodze sie.
      Dzisiejsze drabinki sprawiaja, ze np na takim wschodzie 1st seed gra z jakims 20-24 seedem w NBA, a nie z faktycznie 16 seedem w NBA.
      Proponuje zobaczyc jak by wygladaly takie alternatywne 16-BEST drabinki PO w ostatnich kilku(a co tam nawet kilkudziesieciu) latach w porownaniu z tym co bylo faktycznie. IMHO KAZDEGO roku byloby po pare-do-kilka ciekawszych serii niz takie Bucks-Pistons(sorry Woden)

      0
    • Opory przy skróceniu sezonu zasadniczego to nie kwestia braku odwagi ale uwarunkowań biznesowych.Mniejsza liczba spotkań to znaczne ograniczenie wpływów z wejściówek.I o ile te mogą stanowić tylko jedno z wielu źródeł dochodów dla bardziej rozpoznawalnych klubów, dla innych są ważnym elementem rentowności biznesu.

      Spójrzmy choćby na takie Portland.Średnio na mecz w zeszłym sezonie przychodziło trochę ponad 19 tysięcy ludzi.Sredni koszt biletów na mecz w Moda Center to mniej więcej 100$.Łatwo więc zauważyć, że pojedyncze spotkanie to zysk z samej bramki rzędu 1,9 mln$.Skracasz teraz sezon o 20 meczy do 62 a co za tym idzie masz ich 10 mniej w domu.Z samych wyjściówek twój przychód uszczuplał o 19 baniek.A zysk operacyjny Portland w zeszłym sezonie to było 40.Wygląda słabo a nie liczę nawet wpływów z hot dogów, wynajmu powierzchni, sprzedaży koszulek trwale związanych z każdym wydarzeniem na arenie.
      O pomniejszonych wpływach z kontraktów sponsorskich, reklamowych czy z umów telewizyjnych nie ma co wspominać bo te pewnie szły by w dziesiątki milionów.

      0
    • Wszyscy wzorują się na NFL, bo to Himalaje sportu 😉. Ale tam też jest podział na dywizje i konferencje. Do SuperBowl nie grają z sobą drużyny z tej samej konferencji.
      A’propos NFL to ostatnio przeczytałem dwie świetne książki o Premierligue: The Club i The Mixer (gorąco polecam). Co najbardziej mnie zaskoczyło (oprócz powodu dla jakiego szejk Mansour kupił ManCity), to jak mocno Premierligue wzorowała się i wzoruje na NFL. Ba, on powstała z uwagi na NFL i w jej powstaniu czołową rolę pełnili ludzie związani z NFL. Premierleague wzoruje się na NFL zarówno w modelu biznesowym, w zarządzaniu klubami, jak i przygotowaniu fizycznym oraz w samej taktyce. No i sporo właścicieli NFL jest właścicielami czołowych klubów PL.

      0