Kajzerek: Seria nietypowych treści

7
AP Photo

Polski rap przeżywa bardzo dziwną fazę. New School nastolatków jest nie do zniesienia w swoim nachalnym prostactwie. Nadzieja na powrót rapu do jego największych wartości zdaje się powoli przygasać, choć są ludzie jak Kali, którzy z dużym powodzeniem nawiązują do klasyków. Ja właśnie z tych klasyków oraz hitów lat minionych chciałbym skorzystać, by poprzez tytuły rap płyt, odnieść się do charakterystyki postaci i drużyn najlepszej ligi świata. Niektóre próby mogą być naciągane i karkołomne, ale wybaczcie – to moja własna interpretacja i ja tworzę paralele.

“Eternia” (Eldo)

Bardzo często wracam do tego krążka. Słuchałem go w drodze na rozszerzoną maturę z języka polskiego i… masz w życiu momenty, które zapamiętujesz szczególnie dobrze dzięki przeżywanym wówczas emocjom. Leszek to znakomity tekściarz, który potrafi poruszyć twoją wrażliwość, a “Eternia” to wzór. W koszykówce te ciepłe emocje przeżywasz, gdy oglądasz grę w jej najczystszej postaci, a tego w NBA nie było od dawna.

Można odnieść wrażenie, że ostatnim prawdziwym orędownikiem i koszykarskim purystą jest Gregg Popovich, otwarcie krytykujący trendy odbierające dyscyplinie jej drużynową naturę. Znacznie więcej radości czerpię z oglądania koszykówki, której przewagą jest kolektyw (Euroliga), a nie indywidualne umiejętności liderów (NBA). Gdyby Pop o swoich rozterkach nagrał rap płytę, brzmiałaby jak “Eternia”.

“Ja tu tylko sprzątam” (O.S.T.R.)

Gdy czytam tytuł tego krążka widzę obrazek z ostatnich play-offów. Mianowicie Damiana Lillarda trafiającego game-winnera przeciwko Oklahomie City Thunder; bezlitośnie odwracającego się do rywala i machającego na pożegnanie, jakby doskonale znał te zakończenie. Spokojnie, ja tu tylko sprzątam i za moment idę dalej. Dame swoją postawą na parkiecie potrafi zaprzeczyć temu, co mówi poza nim. Jednak robi to w sposób, którego nie jesteśmy w stanie zakwestionować.

Blazers żeby przedrzeć się przez ograniczenia, jakie stawia im rzeczywistość zachodniej konferencji, muszą szukać niezawodności w swoich graczach zadaniowych. To oni mogą ciągnąć wynik przez 44 minuty meczu, by w trakcie pozostałych czterech kluczową różnicę mógł zrobić ten, do którego należy ostatnie słowo. Damian Lillard jest równie uparty co O.S.T.R. Obaj robią coś dla siebie, a nie dla innych i robią to cały czas trzymając się sprawdzonych w ich przypadku – tych samych wartości.

“Wilk chodnikowy” (Bisz)

Bradley Beal w swojej obecnej sytuacji jest jak uśpiony game-changer. Oderwany od watahy, stara się znaleźć własny sposobu na to, by odnieść w tej lidze sukces. Wilk chodnikowy kojarzy mi się z drapieżnikiem, który za zasłoną nocy szuka swoich ofiar. Beal będzie chciał sprzedać swój talent za wszelką cenę, bez względu na to, jak wypadnie jego drużyna. Jest liderem zespołu, w którym na ten moment niewiele rzeczy ma sens, więc nie pozostaje mu nic innego, jak spróbować zaatakować samodzielnie i zobaczyć, czy sobie poradzi.

2-letnie przedłużenie kontraktu, jakie ustalił z Wizards przed rozpoczęciem sezonu, jest sposobem na to, by zabezpieczyć swoją karierę przed podobnym losem, jaki spotkał Johna Walla. Nie wierzę jednak w to, że Beal będzie gotowy poświęcić swój prime-time na waszyngtoński marazm i beznadzieję. W pewnym momencie ten chodnikowy wilk znajdzie miejsce gotowego zamienić go w rasowego zabójcę, gdzie nie będzie walczył ze swoimi demonami tak, jak Bisz walczył ze swoimi na tamtym krążku.

“Muzyka poważna” (Pezet)

To jest jak szósty zmysł. Masz go we krwi, masz go na codzień. Masz go jak Kawhi Leonard w momencie, w którym z zimną krwią atakuje obręcz. Jego zabójczy jumper to przecież muzyka poważna. Drugi studyjny krążek Pezeta podkreślił jego charyzmę i prostolinijność. W pierwszych meczach sezonu z Los Angeles Clippers, Kawhi Leonard był już w “businnes-mode”. Odpowiednie decyzje, w odpowiednim czasie i w odpowiednim rytmie. Może faktycznie będzie z niego mocniejszy kandydat do nagrody MVP niż przypuszczano.

New Balance wraz z ostatnimi wydarzeniami wokół Leonarda przygotowało specjalny klip promujący zarówno produkty, jak i samą osobowość swojej gwiazdy. Wypuścili ciekawą produkcję korzystając z cech charakteru zawodnika, a te przecież nie są niczym wyrafinowanym. Gość, który codziennie wita się z LA najchłodniejszym “hey, hey, hey” w historii tego miasta. Jego sposób bycia jest bardzo ciekawym kontrastem dla blichtru, którym przecież LA jest wyłożone.

“Kilka numerów o czymś” (Małpa)

Małpa to fantastyczny raper, oderwany od mainstreamu i działający na scenie głównie dla samospełnienia. Jest w nim sporo melancholii i sporo wykrzyczanej prawdy, często ubranej w liryczne przeżycia. Stara się być konkretny, często balansując na granicy kontrowersji i podobną drogę w NBA obrał Kyrie Irving. To również gość, który chce, żeby jego niepopularne decyzje stworzyły ciekawą osobowość, nie do końca odpowiadającą temu, czego się od niego oczekuje. Dotarł już z Cavs na szczyt, dlatego zamiast budowania na mistrzowskich podwalinach nacisnął reset i zaczął wszystko od początku.

Sprawia wrażenie człowieka, który sam rzuca sobie kłody pod nogi, by tylko sprawdzić, jak sobie z nowym wyzwaniem poradzi. Na swój sposób “Męczennik”, jak u Małpy “ostrzegał, że będą rzucać kamieniami, ci co nie dostrzegą treści skrytej między wierszami”. Irvinga staramy się zrozumieć na każdym kroku, ale często jego punkt widzenia jest tak bardzo oderwany od rzeczywistości, że bez wchodzenia w szczegóły zostawiamy go w jego własnym świecie. Niech czaruje, niech bawi – niech wygrywa.

“Dwuznacznie” (Te-Tris)

Koszykówka NBA zawsze była prawdziwym tyglem autorytetów, jednak w ostatnich dekadach dostrzegamy dwuznaczność tego pojęcia. W tym momencie kwestia koszykarskich autorytetów została mocno zredefiniowana, bo albo wchodzisz do sali, żeby rzucać jak Steph Curry; albo biegniesz na siłkę, by być koniem wyścigowym, jak LeBron James. Kwestia obrania swojego role-model w amerykańskim systemie szkolenia jest bardzo ważna dla rozwoju mentalnego młodego sportowca, o czym piszą specjaliści w swoich publikacjach. Ma to jednak lepsze i gorsze strony, o czym warto z dzieciakami rozmawiać. By odnieść sukcesy, trzeba wyplenić wynaturzenia i skupić się na budowaniu podstaw. Gwiazdy mają to do siebie, że podstawy gry zastępują improwizacją, na jaką pozwala im talent.

Zatem tłumacząc dwuznaczność tego pojęcia – autorytet może stanowić zdrową motywację lub toksyczne tendencje, które zatrują cały proces sportowego dojrzewania. “Autorytet” to także jeden z najlepszych utworów prawdopodobnie najlepszego krążka Te-Trisa, tuż obok LOT 2011. Nigdy nie owijał w bawełnę, a jego przekaz nie pozostawiał cienia wątpliwości, co do treści i formy.

“Witam was w rzeczywistości” (WWO)

Życie depcze wyobraźnię, jak zdeptało entuzjazm kibiców Golden State Warriors po pierwszym meczu nowego sezonu. Do rzeczywistości nawiązywał także Patrick Beverley, który sugerował, że GSW za długo oszukiwali i najwyższy czas, by odnaleźli się w naturalnym środowisku NBA, gdzie nie ma faworytów. Steve Kerr od początku nie miał wątpliwości. Jeszcze przed rozpoczęciem rozgrywek mówił, że defensywa Warriors będzie błagała na kolanach o litość. Są na ten moment kompletnie rozstrojeni i szukają zupełnie nowej tożsamości. Trudno powiedzieć, gdzie te poszukiwania ich zaprowadzą, ale Charles Barkley wcale nie musiał się mylić, gdy prosto w twarz Klaya Thompsona zapowiedział najgorszy sezon GSW od lat.

“Nic dziwnego” (Łona)

Raper wykształciuszny, jak nazwała go Magdalena Grzebałkowska w tekście dla wysokich obcasów z 2012 roku. Znalazł swoją zindywidualizowaną grupę odbiorców, którzy szukają w rapie więcej niż formy. Myślę, że to dobry gość do pogadania – bystrzak, który sprawi, że poczujesz się na chwilę idiotą, ale gdy dotrze do Ciebie jakie były prawdziwe intencje, to z pewnością poprawisz sobie nastrój. Poeta hip-hopu i w koszykówce takich poetów również mamy kilku, bo przecież:

– Nic dziwnego, że Trae Young zaczyna drugi sezon, jakby atakował MVP
– Nic dziwnego, że Luka Doncić w tym wyścigu nie odpuści
– Nic dziwnego, że dobry trener Monty Williams zaczyna z underdogiem 2-1
– Nic dziwnego, że Karl-Anthony Towns niesie na barkach całą Minnesotę
– Nic dziwnego, że Erik Spoelstra szukając przewagi wybiera charakter swojej drużyny
– Nic dziwnego, że D-Rose będzie atakował, nic innego w życiu nie robił

Poprzedni artykułSitarz: Specyficznie i słabo
Następny artykułJohn Henson poza grą przez 2-4 tygodnie

7 KOMENTARZE

  1. Królu Złoty, świetny artykuł. Wielka piona za listę tych klasyków, będę miał playlistę na nadchodzący tydzień w pracy. Nowego rapu osobiście już nie słucham, ale jeśli któryś z moich raperów niemal rówieśników pod 40tke wyda coś nowego, to łapię od razu.

    0