Dniówka: Tim Duncan będzie na ławce Spurs, a NBA o tym nie krzyczy

3
fot. AP Photo

Tim Duncan wraca do NBA!

To nie tylko największa historia poprzedniego tygodnia, ale jedna z największych historii tych szalonych wakacji w NBA. Kolejne zupełnie niespodziewane wydarzenie. Wczoraj pisałem, że nic w poprzednim tygodniu nie oderwało mnie od urlopowania. Prawie nic. Kiedy zobaczyłem, że Timmy będzie asystentem Gregga Popovicha, było duże wow! i chwilę zostałem przy telefonie. Ale tylko chwilę, bo zaskakująco mało było o tym, że Duncan ponownie będzie częścią naszej ulubionej ligi. Jesteśmy w tym momencie wakacji, że większość amerykańskich dziennikarzy też wybrała się na urlopy, dlatego nawet taka historia przeszła bez większego echa. Choć pewnie też o to chodziło. Tim przecież nawet ogłaszając przejście na emeryturę zrobił to bardzo po cichu, od tamtego czasu niemal nie pojawiał się w mediach i teraz również nie chciał robić zamieszania wokół swojej osoby. Dlatego nie było konferencji prasowej, ani wywiadu dla ESPN, ani też nie było wcześniej żadnego przecieku do Adriana Wojnarowskiego czy Shamsa Chranii.

O nowej roli Tima poinformowali sami San Antonio Spurs, w typowym dla siebie stylu. Tak jakby nic szczególnie istotnego się nie stało. Mało ciekawe roszady na ławce trenerskiej, które mało kogo interesują, ale dla formalności trzeba je ogłosić. W tytule oficjalnej informacji prasowej nawet nie pojawiło się nazwisko Duncana – SPURS ANNOUNCE ASSISTANT COACH UPDATES. Natomiast pierwszym wymienionym asystentem jest Will Hardy, który już od kilku lat pracuje w sztabie Popovicha, a teraz otrzymał awans do większej roli. Dopiero potem jest Duncan, o którym czytamy, że “w 1997 roku ukończył uniwersytet Wake Forest i rozegrał 19 sezonów w Spurs zanim przeszedł na emeryturę w 2016 roku”. Tyle. Nic o jego dokonaniach, o mistrzowskich tytułach. Nie potrzeba. Wszyscy wiedzą. Ale dla formalności zawsze w takich ogłoszeniach wymienia się chociaż kilka największych osiągnięć. Spurs jednak zrobili to po swojemu, jakby to tylko jakiś kolejny emerytowany gracz próbował swoich sił na ławce. Kolejny Ime Udoka. Nic wielkiego. Na koniec jest jeszcze cytat head coacha. Pop w wakacje nie traci formy – “To jedyny słuszny ruch ze strony Tima Duncana. Po tym jak przez dziewiętnaście lat służyłem mu z oddaniem jako jego asystent, teraz przyszła pora, aby mi się odwdzięczył.”

To wszystko idealnie pasuje do Duncana i Spurs.

Teraz spójrzmy na to z innej strony. Jeden z absolutnie najlepszych zawodników w historii NBA będzie od przyszłego sezonu siedział na ławce w roli asystenta trenera. Wyobrażacie sobie, co działoby się gdyby to chodziło o Kobiego Bryanta i Los Angeles Lakers? Albo Dwyane’a Wade’a i Miami Heat? Paula Pierce’a i Boston Celtics? Byłoby wokół tego mnóstwo szumu i przez kolejne dni amerykańskie media nie zajmowałby się niczym innymi niż dyskusjami o tym jak poradzi sobie w nowej roli i jak jego obecność na ławce pomoże drużynie. Duncan tego nie chce, ale to nie zmienia faktu, że jego nowa praca to WIELKA RZECZ dla ligi. Jedno z najważniejszych wydarzeń tego offseason obok transferów AD i Westbrooka, tworzących się gwiazdorskich duetów Leonard-George i Durant-Irving czy przyjścia Ziona Williamsona.

Oczywiście Duncan nie będzie miał bezpośredniego przełożenia na to, co będziemy oglądali podczas meczów, ale znowu będzie częścią NBA i na pewno odciśnie swój ślad na drużynie. Świetnie wiemy, że Timmy nie tylko był wybitnym zawodnikiem, był również fenomenalnym liderem. Wiemy też ile znaczy dla ekipy z San Antonio. Spurs to Duncan, Duncan to Spurs. To on razem z Popovichem zbudowali tą fantastyczną kulturę drużyny, obaj świetnie się rozumieją, dlatego jego stała obecność na ławce powinna bardzo pozytywnie wpłynąć na cały zespół. Choć trzeba też od razu przypomnieć, że Duncan przez te trzy lata emerytury pozostawał blisko Spurs. Nie potrafił rozstać się z salą treningową i cały czas miał tam swoją szafkę. Bardzo często brał udział w treningach i pomagał młodszym kolegom, o czym dowiadywaliśmy się raz na jakiś czas, gdy na twitterze pojawiały się krótkie filmiki czy zdjęcia. Tylko w ten sposób – poza ceremoniami zastrzeżenia koszulek jego i Manu Ginobiliego – mogliśmy zobaczyć Duncana. Pozostawał przy drużynie, ale trzymał się z dala od publicznego widoku. Teraz już tak łatwo od tego nie ucieknie będąc członkiem sztabu trenerskiego. Wraca do 82-meczowego grafiku i podróżowania z drużyną. Od razu też pojawiły się dyskusje jak poradzi sobie z regularnym noszeniem garnituru, który dotychczas niezwykle rzadko zakładał. Aż za dobrze pamiętamy jego stylówki.

Larry Bird, Magic Johnson, Bill Russell, Isaiah Thomas, Willis Reed czy Kevin McHale, a ostatnio też Jason Kidd. W historii było kilka wielkich gwiazd, które po zakończeniu zawodniczej kariery próbowały swoich sił w roli trenera. Ale warto zwrócić uwagę, że w zdecydowanej większości przypadków te legendy od razu otrzymywały posadę głównego szkoleniowca. Ich status i ego nie pozwalało na nic innego. Także w tej roli musieli być nadal gwiazdami, liderami. Przypominacie sobie któregoś z tych absolutnie najlepszych, Hall of Famera, który zgodził się uczyć nowej roli siedząc na ławce jako asystent? Kidd będzie teraz asystentem w Lakers, mając już za sobą pięć lat pracy head coacha. W ostatnich latach najlepszym byłym zawodnikiem wśród asystentów był Patrick Ewing. Ale Ewing czy Kidd w swoich dokonaniach kariery pozostają daleko w tyle za Duncanem. Dotychczas najprawdopodobniej najlepszym zawodnikiem w historii, który rozpoczynał swoją karierę trenerską jako asystent był Elgin Baylor. W połowie lat 70-tych pracował na ławce New Orleans Jazz przez prawie trzy lata zanim dostał awans na głównego trenera. Wygląda więc na to, że w San Antonio mamy do czynienia z naprawdę wyjątkową sytuacją i Duncan będzie najbardziej utytułowanym asystentem w historii NBA.

On nie ma problemu z tym, żeby być tylko pomocnikiem, zamiast frontmanem, w ten sposób pomagając drużynie i trenerowi. Pomagając Popovichowi uzupełnić jego sztab, bo jak zwykle podczas wakacji stracił swoich asystentów, którzy nieustannie są rozchwytywani przez inne drużyny. Rok temu odszedł James Borrego, który dostał posadę trenera Charlotte Hornets. Teraz Ime Udoka przeniósł się do Filadelfii, gdzie zastąpi Monty’ego Williamsa w roli głównego asystenta Bretta Browna, natomiast Ettore Messina wrócił do Włoch, żeby przejąć dowidzenie w Olimpia Mediolan. Według Marca Steina z NY Times, jednym z kandydatów do zajęcia ostatniego miejsca na ławce miał być Manu Ginobili, ale po roku emerytury nie chciał jeszcze wracać do rygoru długiego sezonu. Duncan wyczuł, że Pop go potrzebuje i zgłosił swoją gotowość. To był jego pomysł.

Na pewno będzie wiele spekulacji czy w przyszłości Duncan może zastąpić już 70-letniego Popovicha, który powoli zbliża się do końca swojej kariery. Nie wiemy jak poważnie Timmy podchodzi do nowej roli i czy widzi w tym swoją przyszłość. Zobaczymy najpierw jak odnajdzie się w przyszłym sezonie będąc częścią sztabu szkoleniowego. Póki co, wszystko wskazuje na to, że Becky Hammon będzie pełniła rolę pierwszego asystenta, więc gdy Pop wyleci za przewinienia techniczne, po raz pierwszy w historii kobieta poprowadzi drużynę NBA. Teraz natomiast Popovich musi skupić się na reprezentacji USA i zbliżających się Mistrzostwach Świata, które zakończą się w połowie września. Niewiele więc będzie miał potem czasu przed startem obozu treningowego Spurs. Tym bardziej będzie potrzebował dużego wsparcia swoich asystentów, którzy będą musieli w jeszcze większym stopniu zająć się przygotowaniami do sezonu.

Pojawienie się Duncana na ławce nie jest jedyną ważną zmianą w San Antonio, ponieważ dokonano także roszad w managemencie. RC Bufford, czyli jeden z najlepszych generalnych managerów NBA, który w Spurs pełnił tę funkcję od 2002 roku, otrzymał awans. Stanął na czele Spurs Sports & Entertainment, dlatego będzie miał mniej czasu na zajmowanie się sprawami kadrowymi, choć nadal ma je nadzorować. I to pod nim cały czas będzie pracował nowy GM Brian Wright, który od 2016 roku był asystentem Bufforda, wcześniej będąc też na takim samym stanowisku w Pistons i Magic. Wright już od dłuższego czasu przygotowywał się do przejęcia nowych, większych obowiązków. Nie tylko podczas obecnych wakacji negocjował kontrakty i dogadywał wymiany, ale już rok temu pełnił ważną rolę w szukaniu i konstruowaniu transferu Kawhia Leonarda.

Bufford i Pop nadal będą mieli ostatnie, najważniejsze zdanie, co powinno być gwarancją, że wszystko będzie działało jak należy. Ale Wright też ma mieć dużo do powiedzenia, będzie zajmował się wszystkim codziennymi sprawami i może to przełożyć się na jakieś zmiany w działaniu Spurs. Nieco odświeżenia i nowe spojrzenie może się przydać, bo w ostatnich latach poza tym, że jak zwykle dobrze wybierają w draftach i tworzą sobie kolejnych obiecujących zawodników (Dejounte Murray, Derrick White i Lonnie Walker), sami z siebie nie wykonali wielu zmian (nie licząc wymuszonej wymiany Leonarda), które mogłyby pomóc im wrócić do grona kontenderów. Podejście nowego GMa może być natomiast szczególnie ciekawe w kontekście przyszłości DeMara DeRozana i LaMarcusa Aldridge’a, o czym wspomniał już Maciek.

DeRozan jest właściwie na kończącym się kontrakcie, bo za rok najprawdopodobniej zrezygnuje z opcji, żeby wejść na rynek wolnych agentów, na którym będzie jedną z największych gwiazd zaraz po Anthony’m Davisie. To będzie dla niego idealna okazja, żeby w wieku 31 lat podpisać swój ostatni gruby kontrakt. Co do Aldridge’a, decyzja będzie należała do Spurs, bo w jego umowie wartej $24mln na sezon 2020/21 tylko $7mln to gwarantowane pieniądze. Będzie to okazja dla drużyny, żeby dokonać poważnych zmian, wyczyścić salary cap i pójść bardziej w młodość. Z drugiej strony, nie mogą sobie pozwolić, żeby po prostu stracić tak dobrych zawodników, dlatego najrozsądniejszym rozwiązaniem mogą być transfery w trakcie sezonu. Tylko czy Spurs byliby gotowi poświęcić walkę o playoffy handlując swoimi najlepszymi graczami? Czy w ogóle Spurs mogą stać się drużyną szukającą wymian, po tym jak przez lata byli chyba najrzadziej handlującą drużyną w całej lidze… Transfery z ich udziałem to niezwykła rzadkość. Od 2011 roku, kiedy w czasie draftu oddali George’a Hilla w zamian za Leonarda, aż do zeszłorocznego transferu Kawhia ich największą wymianą było oddanie Richarda Jeffersona do Golden State Warriors w zamian za Stephena Jacksona przed trade deadline w 2012. Poza tym dokonywali tylko małych transferów i to przeważnie gdy zmuszały ich do tego kwestie finansowe, jak zrobienie miejsca dla Aldridge’a czy pozbycie się kontraktu Borisa Diawa. Może Wright zmieni to podejście. Choć tegoroczne wakacje raczej go do tego nie zachęcą, ponieważ dużym niewypałem skończył się transfer, który zrobili, żeby móc podpisać Marcusa Morrisa. Morris wycofał się z uzgodnionej umowy, przez co tylko stracili niepotrzebnie Davisa Bertansa i musieli ratować się podpisaniem Trey’a Lylesa.

Poprzedni artykułMiędzy Rondem a Palmą (793): Serce offseasonu
Następny artykułMiędzy Rondem a Palmą (794): Najlepsi wolni agenci 2019

3 KOMENTARZE

    • Jak uwielbiam Spurs tak “czarny koń” nawet z Morrisem to przesada :( LMA i DeRozan to chyba najgorszy / najgorzej przystosowany do obecnej NBA duet “gwiazdorów”. Cesarzowie półdystansu i chyba nic więcej na elitarnym poziomie. Dla mnie powinni handlować nimi teraz, póki mogą coś dostać.

      0
      • Czarny koń ma to do siebie, że mało kto w niego wierzy :) W tak wyrównanej konferencji chodzi głównie o to żeby wejść do PO w dobrym zdrowiu. A potem… akurat zdolność iso-giery dwóch wspomnianych panów jest jak najbardziej pożądana w tej części sezonu. Zwłaszcza jak na obwodzie możesz mieć dookoła poustawianych Forbesa/Millsa/Bellinelliego/Gaya/Morrisa. Jasne, to nie kontender, ale myślę, że istnieje scenariusz, w którym SAS (z MM) robią dużo bajzlu :)

        0