Między Rondem a Palmą (538): Ja Panu nie przerywałem

50
fot. newspix.pl
fot. newspix.pl

Dziś na krecim polu.

Podsumowujemy styl przegranej Polaków z Finlandią, szukamy i znajdujemy winnych. Atmosfera nerwów się udziela, bo czepiamy się też i siebie, łapiemy za słowa dzień po trudnej porażce.

Rozmawiamy o Laurim Markkanenie w kontekście Kristapsa Porzingisa, Luce Doncicu, innych nowościach EuroBasketu i rankingu FIFA.

Sprawdzamy też Wasze komentarze i autora jednego z nich wywołujemy do tablicy.

[wpdm_file id=488]

muzyka: Skepta “Hipocrisy”  

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułSitarz: Nieprzewidywalni Finowie
Następny artykułDniówka: Lakers ukarani dla przykładu, NBA zachowuje pozory

50 KOMENTARZE

  1. Od wczoraj mnie drażni to narzekanie na mecz z Finlandią – obawiam się, że jak odpalę Palmę, to zNYK nie poprawi mi humoru. Wiecie co? Frajerskie błędy frajerskimi błędami, ale ja widziałem w tym meczu najlepszą polską koszykówkę od lat w meczu z silniejszym przeciwnikiem. Końcówka spartolona, ale w końcu koszykówka to w dużej mierze gra błędów… No szkoda potwornie takiej przewagi i zrozumiałe rozgoryczenie, ale te kubły pomyj które rozlewają się od wczoraj po internecie są nie do zniesienia.

    0
    • I nie – nie chodzi o kultywowanie ulubionego zNYKowego ‘gloria victis’, tylko o postrzeganie sytuacji taką, jaką jest. Jesteśmy europejskim średniakiem i rozegraliśmy dobry mecz, po czym rzeczywiście zaprzepaściliśmy szansę. Ta zaprzepaszczona szansa nie powinna jednak całkowicie kształtować całej narracji w stylu “ale oni byli wczoraj beznadziejni od A do Z”. Włączam Palmę z nadzieją, że uda się trochę tego uniknąć i Panowie trzeźwo do tego podejdą.

      0
  2. “Mecz się nie może dowieźć, mecz trzeba wygrać!” – To są złote słowa. Mam podobnie jak Maciek wrażenie, że plagą w Polsce jest problem z mentalnością. Jeśli w ogóle mówimy w takich kategoriach, że “dowozimy coś”, to już jest problem. I dlatego to Mike Taylor zawalił nam tę końcówkę. Bo oczywiście to gracze na parkiecie popełniali indywidualne błędy, ale to on postawił ich w sytuacji, w której mieli “dowieźć” zwycięstwo zamiast wygrywać. On zaordynował dojenie zegara zamiast granie swojej koszykówki i szukanie punktów do ostatniej sekundy (lub – jeśli była to ich własna inicjatywa – nie przeszkodził im w tym). To jego odpowiedzialnością jest, żeby w takich końcówkach gracze wiedzieli, co robić.

    I nawet jeśli zrobiłby tu dobrą robotę, to pojedyncze błędy indywidualne mogłyby się zdarzyć (Isiah Thomas też kiedyś “podał” do Larry’ego Birda, jak wczoraj Koszarek do Markkanena), ale nie byłoby ich tak dużo. Nie byłoby, bo gralibyśmy w koszykówkę do samego końca. Widzę, że ludzie mają pretensje do Koszarka, Gielo, Kuliga, czy Slaughtera za te błędy, ale to spada na ramiona Taylora, bo gdyby dobrze ich przygotował do tych momentów, to nie myśleliby w tych akcjach o tym, ile jeszcze sekund trzeba wytrzymać, tylko myśleliby o tym, o czym myśleli przez poprzedniej 38 minut, czyli jak zdobyć więcej punktów niż rywale. To jest kolosalna różnica, bo granie w koszykówkę jest dla nich naturalne, a “dojenie zegara” nie jest (bo założę się, że go nie trenują), więc kiedy nagle mają “doić zegar”, to oczywiście, że będą popełniali wtedy więcej błędów.

    To jest bardzo polskie podejście, żeby wytykać zawodnikom teraz te błędy. To się dzieje nie tylko w sporcie, ale też w większości polskich firm, gdzie szeregowi pracownicy są winieni za wszelkie zło tego świata przez swoich szefów. Tylko, że to nie szeregowy pracownik jest odpowiedzialny za wynik firmy, a menadżer.Ten menadżer ma stworzyć mu takie środowisko pracy i kulturę, w których będzie miał największą szansę, żeby najlepiej wykonać swój kawałek roboty. Mike Taylor jako menadżer, sądząc go po tym meczu i całym Eurobaskecie do tej pory, nie wykonał dobrze swojej pracy.

    0
    • Przepraszam, za porównanie, ale zabrzmiałeś trochę jak wujek Staszek: “HUUUUUURRRR W POLSKIE TO JAK WE CHLEWIE. W HOLANDIII, U TOMKA TO DURRRRR”.

      Moim skromnym zdaniem, to nie ma co dopisywać ideologii do tej porażki. Chłopaki źle rozegrali końcówkę i przegrali. Tyle. Nie oni pierwsi i nie ostatni. Nie ma co do tego mieszać “polskiej mentalności” – zwłaszcza, że spora część kadry albo nie powinna być nią skalana (A. J. Slaughter) albo być po zagranicznym “detoksie” (Karnowski, Gielo).

      To brzmi równie źle jak dopisywanie “husarskich genów” do reprezentacyjnych powrotów. I tak jak tamto powoduje u mnie przewracanie oczu.

      0
    • Co by bylo gdyby babcia miala wasy itd, itp.

      No wlasnie nie.

      Odbijam pileczke i takim samym prawdopodobienstwem jak Ty Przemku moge sobie zalozyc, ze gdyby “grali swoje, grali pilke na `tak`” to by przegrali. Wtedy trener bylby idiota ze sredniowiecza, ktory nie umie menadzerowac zegarem i “wystarczylo grac ciut dluzsze akcje, moja mama by im to wygrala”

      Nie bronie Taylora, tylko nie wiem czemu caly czas wszystkim Kerrom, Jaxom, Popom(najswiezszy przyklad: Thibs, SVG) i wszystkim innym treneiros daje sie jakies nadludzkie moce, jakby wplywali na wyniki w stopniu nie mniejszym niz LBJ. Na litosc boska – nie! To gracze graja i wygrywaja. Zaden trener niczego nei wygra bez swietnych zawodnikow. A my mamy jakich mamy: slabych-do-przecietnych

      0
    • A ten fragment: “To jest bardzo polskie podejście, żeby wytykać zawodnikom teraz te błędy. To się dzieje nie tylko w sporcie, ale też w większości polskich firm, gdzie szeregowi pracownicy są winieni za wszelkie zło tego świata przez swoich szefów. ” mogę skwitować tylko gromkim xD.

      0
    • Oj nie zgodzę się. Tutaj właśnie, czego tak się boimy powidzieć, chodziło o to DOKOZŁOWANIE końcówki. W tym nie ma nic złego. Zimna głowa, charakter, umiejętności.

      Takie błędy nie zdarzaja się najlepszym zespołom. Masz czas, wielką przewagę, nie popełniasz wielbłąda za wielbłądem. Trzeba było to umiejętnie dokozłować. Tylko tyle.

      0
      • Kosma, wytłumacz mi, jak 5-latkowi, jaka jest logika w tym, że po 8 minutach 4 kwarty, w której gramy nasz najlepszy basket na tym turnieju i jesteśmy zdecydowanie lepszym zespołem niż Finlandia nagle postanawiamy zacząć grać coś innego.

        Jaka jest logika w tym, że po rzucie (“daggerze”) Ponitki postanawiamy “dokozłowywać” zamiast grać dokładnie to samo, co wychodziło przez poprzednie 8 minut?

        Co by się stało, jeśli rozbilibyśmy presję Finów i zdobyli 2 łatwe punkty w 4 sekundzie akcji? Nic. Bylibyśmy +10 na minutę dwadzieścia przed końcem, zamiast wciąż +8 na minutę przed końcem.

        Może jestem za głupi, ale zupełnie nie rozumiem. Dlaczego kozłowanie przez 24 sekundy i nieoddanie rzutu (lub oddanie nisko procentowego rzutu) ma być lepsze w ostatnich 2 minutach niż szukanie najlepszego możliwego rzutu od początku akcji (choćby było to pierwsze 5 sekund, bo Slaughter przecież w pewnym momencie zatrzymał też szybki atak).

        Gdybym zadał Ci to pytanie, ale nie wskazał, że chodzi o ostatnie 2 minuty, to co byś odpowiedział? Chyba śmiało mogę założyć, że wtedy bez zastanowienia wskazałbyś szukanie najlepszego możliwego rzutu od pierwszych sekund posiadania.

        Czym więc się różnią pierwsze 2 minuty kwarty od ostatnich 2 minut?

        Z logicznego punktu widzenia niczym. Ale oczywiście ludzie nie są logiczni, więc nagle te ostatnie 2 minuty urastają do poziomu jakiegoś mitycznego wymiaru, kiedy zmieniają się wszystkie zasady gry w koszykówkę.

        0
        • Chodziło o to by nie iść w końcówce na “wymianę ciosów”, nie kończyć akcji w 4 sekundy, pozostawiając Finlandii czas na wyrównanie i nie doprowadzić do nerwowej końcówki. Nikt jednak nie wziął pod uwagę , że w minutę można popełnić 5 błędów, które Finlandia wykorzystała. “Dokozłowanie” miało za zadanie wydłużyć czas rozegrania akcji i tyle z logiki. Decyzja trenera zapewne poparta doświadczeniem.
          Mnie jednak zastanawia jak zawodnicy zawodowi, mogą podawać piłkę do publiczności, wkozłowywac sobie w nogi, oddawać piłkę przeciwnikowi, podawać piłkę w plecy swojemu zawodnikowi i to nie zdarza się raz czy dwa razy ( bo jednak człowiek popełnia błędy i to ma w siebie wpisane), to jest notorycznie, nie mówiąc już o ostatniej minucie czwartej kwarty. Oglądam kadrę koszykówki dość długo i cały czas , ale to cały czas jest problem ze startami. Trenerzy się zmieniają, składy ulegają zmianie i non stop są straty i to głupie w najważniejszych momentach meczu. Druga sprawa osobiste. Naprawdę tego nie można wyćwiczyć ? Jakoś zawodnicy z Finlandi potrafią. Proszę zauważyć, że piszę tutaj o podstawach koszykówki. Podstawach. Pisze o podaniach i rzutach osobistych u zawodników , którzy grają w koszykówkę zawodowo. Nie są reprezentacja Wysp Owczych, którzy oprócz piłki nożnej wykonują swoje zawody. Dodatkowo zawodnicy ci nie spotkali się pierwszy raz , zaraz przed meczem, a w większości ich gra tak wygląda. Zastanawiam się nad skautingiem naszych przeciwników, który my przeprowadzamy, może jest on błędny i dlatego taktyka na podstawie tych informacji, tak kuleje. Jest fajny skład, chłopaki potrafią grać, tylko dlaczego nie cały mecz, a fragmenty ? Mam wrażenie , że historia naszej kadry koszykówki cały czas się powtarza, jak byśmy trafiali na szklany sufit naszych możliwości. Jakbym miał dejavu. No cóż trochę się rozpisałem, ale miło , że poruszane są takie kwestie na 6G.

          0
          • Po takich porażkach przypomina mi się pewien mecz chyba z Białorusią. W jakimś teleekspresie redaktor (Egendi?) stojąc przy parkiecie ogłasza, że zaraz wygramy, bo zostały tylko sekundy, mamy piłkę i prowadzimy. A tu za jego plecami rozgrywającemu zabrano piłkę w koźle (nawet nie przy wznowieniu) i kontra…a “Eugendi”: oj, jednak przegraliśmy!

            0
          • W jaki sposób Finlandia miałaby nas dogonić w wymianie ciosów, jeśli byliśmy +8? Wymiana ciosów jest nam w takiej sytuacji na rękę, zakładając, że gramy “swoje” i dajemy sobie takie same szanse na zdobywanie koszy, jak wcześniej.

            Oczywiście może się wtedy pojawić rzadka sytuacja, że my pudłujemy wszystko, a Finowie wszystko trafiają. Ale wtedy nie można mieć do nikogo pretensji. Gramy game-plan, ok, czasem ma się pecha.

            Ale jaka jest logika w prowadzeniu +8 i zmniejszaniu sobie samym szans na zdobywanie kolejnych punktów? To my daliśmy Finom możliwość powrotu w tym meczu, minimalizując nasze szanse na zdobycie kolejnych punktów.

            0
          • Może użyłem złych słów “wymiana ciosów”, bardziej chodziło by nie było akcja za akcje, niekoniecznie zakończonych koszem, w krótkim odstępie czasu. To co napisałeś “Oczywiście może się wtedy pojawić rzadka sytuacja, że my pudłujemy wszystko, a Finowie wszystko trafiają.” to tego chciał uniknąć trener Taylor. Sporo meczy w europejskiej koszykówce jest na tzw. “dojenie zegara” i to bardzo źle się ogląda, lecz niestety taka taktyka trenera.
            Zgadzam się z Tobą, co do do zmniejszania sobie szans na podwyższenie wyniku, bo po prostu “dojeniem zegara” zamraża się mecz i czeka na farta i mijający czas. Aż człowieka rwie z kanapy (czy gdzie tam siedzi, oglądając mecz ) i krzyczy “Grajcie ku…a, zamiast klepać piłkę !”.
            Ciekawie by było przeanalizować ostatnie 90 sekund 4 kwarty, teraz na chłodno bez emocji, skąd wzięły się straty, dlaczego tak ,a nie inaczej byli ustawieni zawodnicy, jak byliśmy bronieni przez zespół z Finlandi itd..

            0
        • Z logicznego punktu widzenia nie ma różnicy,ale z pozycji sportowca jest ogromna-stres i presja odpowiedzialności za wynik jest znacznie większa.
          Dlatego tak wielką estymą cieszą się gracze,którzy właśnie wtedy “nie pękali” a nawet potrafili jeszcze podnieść swoje grę na wyższy poziom.
          Zwykła psychologia(sportu).
          Jeśli nie jest to wyjątkowy moment meczu to skąd te wszystkie staty (fg%, +/-) w ostatnich 2 a nawet 5min a mało kto podaje takie statystyki dotyczące pierwszych 2/5 minut 4 a tym bardziej np. 2 kwarty?

          0
        • Tu już wchodzimy w strefę, w której nie czuję się zbyt komfortowo. W “what if”, gdybanie co byłoby gdyby to tamto i itd. Nie idźmy w tę stronę. Odpowiem banalnie, ale to właśnie cały urok sportu.

          Raczej nie jesteś głupi Przemku, ale to chyba logiczne, że w takich końcówkach gdy masz przewagę najważniejszą rzeczą dla ciebie jest kontrolowanie tempa na zegarze. Tym bardziej, że wcześniej wykonałeś morderczą pracę wracając w meczu z dalekiej podróży. Wbijasz sztylet trójką Ponitki. Już nic nie musisz. Nikt od ciebie nie wymaga nawet kosza. Musisz jedynie zrobić wszystko, by twoi rywale nie zdobyli dziewięciu punktów.

          I tego nie robisz. To takie polskie niestety. Chrystus narodów. W koszykówce przeciwko, kurwa, Finom.

          0
          • Widzisz, mi właśnie o to chodzi, że de facto to nie jest logiczne. Oczywiście “dowożenie wyniku” nazywamy logicznym, ale to logiczne nie jest. Logiczne, racjonalne byłoby traktować końcówkę spotkania dokładnie w taki sam sposób, jak całą jego resztę i granie w taki sam (skuteczny) sposób.

            Rozumiem dobrze, że dochodzi stres u graczy etc., ale właśnie z tego powodu się on pojawia, bo mamy wpojone, że te końcówki są “inne”, rządzą się w nich “inne prawa”. Gdybyśmy umieli dokonać mentalnego przesunięcia w tym myśleniu, nie byłoby takich dramatycznych końcówek.

            Ja to widzę w ten sposób, że np. Tomek Gielo przez pozostałe minuty tego meczu, kiedy dostawał piłkę wysoko, nie musiał w ogóle myśleć, co zrobić. Działał automatycznie. Patrzył kogo ma przed sobą, jeśli to było ok, to wjeżdżał pod kosz, jeśli nie, to wiedział, że za chwilę pojawi się niski, żeby odebrać piłkę po koszyczku etc. W tych ostatnich akcjach meczu natomiast dostawał piłkę i zamiast działać na automatyzmach, które trenował godzinami, nagle musi zacząć się zastanawiać, co teraz zrobić i ma w głowie “bronimy wyniku”, “trzeba zabrać jak najwięcej sekund z zegara”. I to nie jest dla niego naturalne. Naturalne jest szukanie dobrej akcji.

            Dla mnie zupełnie nieracjonalne jest stawianie się w końcówkach w takich sytuacjach i próba grania rzeczy, których się nie trenuje.

            No chyba, że się mylę i na treningach Mike Taylor ordynował zagrywki na “dojenie zegara” przy przewadze w ostatniej minucie i nasi mieli je solidnie przepracowane, ale potem nie umieli ich wyegzekwować. Wtedy ok, wińmy ich (choć to wciąż Taylor powinien zadbać o to, że powinni umieć je wyegzekwować). Tylko, 1. czy umiesz sobie wyobrazić, że Polacy godzinami trenują, jak trzymać piłkę przez 24 sekundy za linią za trzy i nie oddać rzutu? 2. jaki jest matematyczny sens przygotowywania takich zagrywek – czy naprawdę +10 na 40 s. do końca jest gorsze niż +8 na 20 s. do końca?

            0
        • Tutaj nie chodzi o ćwiczenie tych końcówek. Po pierwsze to ball-handler powinien mieć piłkę w niej, a nie Gielo. Gielo nie powinien był wtedy kozłować. To od samego początku było złe. To są podstawy. Co ciekawe w tym nacisku Markkanena Gielo wypada piłka z rąk. Podaje o sekundę za późno do otwartego Slaughtera pod sam kosz.

          Teoretycznie 2 ostatnie minuty nie różnią się od 38. Tylko teoretycznie. Dochodzi czynnik ludzki. Głowa. GSW blew 3-1 lead etc.

          Jest jeszcze inna sprawa, która chyba boli mnie bardziej. Nie mamy gości na końcówkę poza Slaughterem. To on zdobywa punkty z gry w izolacjach, w dogrywce, dramat. Ponitka i Waca mają swoje akcje żeby się wykazać, zamknąć mecz. Jeden kozioł w buty i fadeaway, drugi wjazd gdzieś z boku. To mnie wkurza najbardziej. Tyle szans zamknęcia tego meczu. Ech, chce już o nim zapomnieć.

          0
    • Najbardziej “polskie” jest mówienie, że “to takie polskie”…pozbądźmy się tego kompleksu niższości i nie sprowadzajmy tego do rzekomych narodowych genów. Idąc tym tokiem myślenia mamy winić Taylora, bo nie skapnął się jeszcze, że Polacy to akurat taki naród, który nie umie dowieźć wyniku? No i gdzie tu ta polskość? No chyba że babcia Taylora pochodzi z Chrzanowa.
      Poza tym pierwsze słyszę żeby w Polsce przede wszystkim krytykowano zawodników. Choćby w piłce nożnej zawsze na pierwszy ogień idzie “szef” gdzie w ogniu krytyki często mylone jest pojęcie selekcjonera z trenerem.
      Porównania do polskich firm nawet nie skomentuję…

      0
  3. Weekend przegranych – dlatego polecam oglądanie meczów, w których nie nastawiasz się na to,że “Twoja drużyna” ma wygrać. Tak narodziła się moja miłość do Sixers, a wczorajszy mecz Coco Jambo też przyniósł mi wiele radości.

    A, no i Znyku – również nalegam na częstsze występy syna, bo fajnie dla odmiany posłuchać kogoś ze świeżym punktem widzenia na sport.

    0
  4. Maciek, ten mecz Ukrainy, który wczoraj oglądałeś, to był mecz z Gruzją. Wychwalałeś dzisiaj w MRP zawodnika z reprezentacji Gruzji (Shengelia), a to jego wjazdy pod kosz bez głowy i chyba 6/7 strat pod koniec spotkania sprawiły, że Gruzja przegrała ten mecz.
    Dlatego zdecydowane NIE dla jego powrotu do NBA ;-)

    0
  5. Drogi Znyku, jedna rzecz mnie nurtuje: jak to jest, że nie oglądasz piłki nożnej od 10 lat, a mimo to czujesz się na siłach oceniania jakości polskich piłkarzy? Zwłaszcza ten fragment, że mamy jednego dobrego piłkarza i dwóch niezłych. Rozumiem, że tym dobrym jest Lewandowski. Czy mógłbyś wskazać których dwóch piłkarzy z naszej kadry uważasz za niezłych?

    0
  6. Wywołany do tablicy odpowiadam (późno, ale dopiero przesłuchałem), choć filozofii wielkiej tutaj nie będzie.

    Moim zdaniem autora twitta pisząc, że nie chciałby, żeby jego dziecko było siatkarzem, bo to “dupoklepcy” ma na myśli to, że nie chciałby oglądać syna zbierającego się co akcję w kółko i klepiącego innego siatkarza w dupę. Tak to zrozumiałem.

    Nie jest to jednak moja opinia na temat siatkarzy, a interpretacja tamtych słów ;)

    0