Flesz: Giannis i Kawhi będą niedługo rozstrzygać NBA między sobą

25
fot. NBA League Pass
fot. NBA League Pass

To jest Giannis. Giannis gra w koszykówkę. Rodzice Giannisa wyemigrowali kiedyś z Afryki do Grecji. Giannis wychował się w Atenach. Kiedy Giannis był bardzo młody, handlował zegarkami na ulicach miasta. Dzisiaj Giannis ma 22 lata i gra w NBA.

Na froncie widzimy jaja Giannisa. Te jaja już dziś są duże, ale z każdą porażką stają się jeszcze większe. Giannis to Top-10 koszykarz na świecie, bo umie kozłować jak rozgrywający, penetrować jak skrzydłowy, zdobywać punkty przy koszu jak center i przede wszystkim umie kryć wszystkie pięć pozycji na boisku koszykówki.

Kiedy Giannis nauczy się dobrze rzucać, zostanie Top-5 graczem świata. Kiedy jego jaja urosną tak bardzo, że nie będzie w stanie już przysłonić ich dłońmi, zostanie numerem 1.

Kawhi Leonard już jest Top-5 graczem na świecie. Możesz nawet znaleźć ludzi na tym globie, którzy uważają, że jest nr 1 i ci ludzie nie są wcale kibicami drużyny, w której gra.

W czwartek, raz jeszcze w trakcie I rundy playoffów Kawhi wziął San Antonio Spurs na swoje plecy i od stanu 81-88 na 6.29 min. przed końcem maczał bezpośrednio palce w 15 z 22 punktów – zdobywał je i asystował – w comebacku do 103:96 z Memphis Grizzlies (koniec serii: 4-2). Miał jeszcze kluczowy przechwyt, kilka zbiórek, ale przede wszystkim Grizzlies po prostu nie byli w stanie zabrać mu piłki z rąk. A Kawhi nie zatrzymywał kozła i konsekwentnie atakował w pick-and-rollu, łamał i rozdawał swoim uczniom mówiąc: Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy.

Od meczu nr 4 Spurs bardzo uprościli tę serię. Spurs zainstalowali swoją starą high pick-and-roll offense, postawili jedną zasłonę u góry i zapraszali do niej Zacha Randolpha i Marca Gasola. Atakowali ich też, kiedy ci zmieniali krycie. Planem Gregga Popovicha było wymęczenie dwóch z trzech najlepszych graczy Memphis, a w ostatnim meczu serii dodatkowo wiszenie im po przerwie na atakowanej tablicy (11 zbiórek w ataku w 2 poł.).

Ale ten plan mógł zadziałać, bo Popovich mógł znaleźć miejsca w obronie do odpoczynku dla Leonarda i Tony’ego Parkera – 65 punktów w trzech ostatnich meczach z 45 rzutów. Te miejsca nazywały się “wingmani Memphis”.

Dodatkowo Spurs niszczyli Memphis bez Conley’a na parkiecie, bardzo podobnie jak Houston robiło to z Oklahomą (102.8 punktów na 100 posiadań w ataku i aż 143.7 punktów oddanych w obronie przez Memphis w 69 minut bez Conley’a).

Każdy z tych obwodowych Memphis miał swoje dobre momenty w tej serii, ale żaden z nich na dłuższą metę nie był w stanie być regularnym w ataku, ani zatrzymać Leonarda – 31.2 PKT, 55% FG, 48% 3PT, 97% FT(!).

A Spurs nie są już też tą samą pick-and-roll offense, jaką byli przed dwoma-czterema laty, dlatego tak męczyli się z Grizzlies. Ale przed dwoma-czterema laty nie mieli tak dobrego gracza jak teraz.


To była odpowiedź DeMara DeRozana – 83 PKT i 14 AS w ostatnich trzech meczach – do świata i wszystkich naysayers na tym cudownym świecie:

Beat Maker, dunked on Giannis.

To miał być dagger. Poprzedzony został bardzo sprawnych ruchem piłki – trzema podaniami po wyjściu z pułapki – zakończonym trójką z rogu byłego gracza Spurs na 1.27 min. przed końcem. Gracza, który been there done that.

Ale nie możesz ufać tej drużynie.

Po prostu nie możesz.

Tony Snell musiał na 3,1 sek. przed końcem podać w ręce Patricka Pattersona, żeby Toronto Raptors mogli wygrać z Milwaukee Bucks 92:89 (koniec serii 4-2).

Było już 71-46 na pięć minut przed końcem trzeciej kwarty, bo tak jak pisałem po meczu nr 5 – Raptors rozwiązali Bucks ruchem piłki i pewnością gry po wyjściu z pułapek na DeRozanie i Kyle’u Lowry’m. Mam dodatkowo w cache’u dwa obrazki z meczu nr 6 – oszczędzę to młodym Bucks; są tacy kochani – jak najpierw Thon Maker, a potem John Henson źle odczytują stronę, po której DeRozan wyjdzie po zasłonie postawionej 7-8 metrów od kosza. W efekcie tych błędów, nie tylko nie byli w stanie go strapować, ale udostępniali mu kierunek do penetracji. Było w tym trochę zmęczenia, trochę młodości i braku skillu.

Greg Monroe raz jeszcze miał kłopoty z długością Jonasa Valanciunasa, ale też z faulami. Bez niego na parkiecie Bucks nie byli w stanie zdobywać punktów, Khris Middleton miotał się  i w drugiej i trzeciej kwarcie Bucks odpadli.

Ten mecz był już rozstrzygnięty w 33. minucie. I nagle Raptors przestali zdobywać punkty. Nagle Dwane Casey (znów) wstawił na koniec trzeciej kwarty lineup z tylko jednym strzelcem za trzy. Giannis i Khris zaliczali genialne stopy w obronie, a z drugiej strony Raptors faulowali the-heck-of-tych Bucks. I nie mogli zebrać piłki w obronie. Bucks wyszli nawet na prowadzenie w crunchtime i Jason Terry po trójce po raz pierwszy zrobił w tej serii długo wyczekiwany samolocik.

I Raptors wrócili i przetrwali.

My god.

Problemy psychologiczne tej drużyny Toronto są czymś co już po prostu musimy wpisać w ich resume w tym samym rzędzie z ich największymi gwiazdami. Naprawdę powinni nazywać się Toronto Craptors, bo nie wiadomo czy kupka jest majtkach czy zaraz się w nich znajdzie, za to wiadomo, że kupka się zbliża. Ale upside tego zespołu Raptors wciąż sprawia, że mogą być atrakcyjnym rywalem dla Cavaliers w drugiej rundzie. Dlatego nie można ich przekreślać.

Bucks są natomiast przyszłością NBA. I to dzięki nim ta seria była najbardziej ekscytującą (raczej nie tylko) dla tych oczu serią w I rundzie playoffów.

Giannis – 24.8 PKT, 54% FG, 9.5 ZB, 4.0 AST, 2.2 PRZ, 1.7 BLK! – był oczywiście od meczu nr 4 genialny jako strzelec 1-na-1 w post-up. Został z czasem umieszczony w izolacjach po to, żeby Raptors zmianami krycia w pick-and-rollu nie mogli trzymać go przed sobą na obwodzie. Po cichu trafiał jednak 40% za trzy (z 1.7 prób w meczu) i trafił też kilka długich dwójek w tej serii, pokazując czym dokładnie jest The Future. Póki co jednak Kidd umieścił go bliżej obręczy i Giannis zdobywał punkty nad ludźmi jak Ja Jestem Tu, A Wy Jesteście Tam Gdzieś Na Dole.

Ale przyszłość Bucks to też odświeżający powrót trap-defense Miami Heat circa 2012-2014, połączonej z Armią Ramion Oklahomy 2010-2016. Ta pierwsza rzecz – nawet jeśli konceptualnie niewykonywana dobrze jest do pokonania, co pokazali nawet Raptors – w połączeniu z drugą, czyli switchowaniem w przyszłości, gdy do zdrowia wróci Jabari Parker (przed nim duuużo nauki), będzie Middleton, będzie Giannis, lepszy będzie Maker, może sprawić, że Bucks będą najbardziej ekscytującym teamem w NBA. Już dziś sprawili, że obejrzeliśmy fascynującą serię.

Dziękuję Bucks.

Dziękuję za przeczytanie.

Poprzedni artykułWake-Up: Bucks wrócili z -25, ale nie uratowali swojego sezonu. Raptors i Spurs w drugiej rundzie
Następny artykułMiędzy Rondem a Palmą (491): No był samolocik

25 KOMENTARZE

  1. Ciągle mam wrażenie, ze Kidd w tym meczu niestety nie pomógł. Gra Hensonem, zla akcja po czasie w crunch, a ta akcja co Antek na koniec wsadzil za dwa i zostały tylko 3s do końca byla jakas bezsensu, za dlugs zdecydowanie jesli za dwa punkty. Szkoda tez osobistych czy glupiej straty Middletona na 40s do końca. Generalnie szkoda, ale walczyli godnie. Za rok bedzie jeszcze lepiej!

    0
        • W sumie to bardzo proste. Nie pasuje – nie czytaj. Taki tu urok i klimat. Sądząc po stylu artykułów i wpisów pod nimi zdecydowanej większości to pasuje. Autorom rachunek ekonomiczny też się chyba zgadza skoro niczego nie zmieniają. Masz bardzo prosty sposób aby wyrazić swój sprzeciw … przestań płacić ?

          0
          • Być może, ale jednak mam sentyment jeszcze od czasów zp1 i czwartej kwarty. Trochę lat się już zebrała mimo różnic wszelakich, jednak koszykówka pod znaku nba łączyła. Też nie każdy artykuł zawiera takie porównania. Na forum można podzielić się takimi czy innymi obserwacjami, uwagami.Coś się podoba, coś nie. Autor będzie brał to pod uwagę albo w ogóle. Część się czytelników zgodzi, część nie. Ciężko powiedzie jakie są proporcje, ale z pewnością dzisiejsza popkultura nie stwarza wielkich wymagań i pięknych wzorców.

            0
    • Mi się akurat ten fragment podobał i nie poczułem, żeby w jakikolwiek sposób był niestosowny. Tak sobie czasem myślę, że Bóg podchodziłby do takich spraw z większym luzem niż robią to jego wyznawcy. Tym bardziej, że zdarzało mu się nawet kiedyś przebrać za samego Jordana.

      0
      • Bóg przyszedł na świat, stał się człowiekiem i za nas oddał swoje życie. Jakoś tak już jest, że wierzący biorą to na poważnie, są w stanie oddać swoje życie naśladując w ten sposób Jezusa Chrystusa. Pismo Święte jest święte, bo to słowa Pana Boga. Tak więc ciężko tu mówić o luzie.

        0
        • Można wierzyć w Boga i zapiski z Pisma Świętego, a jednocześnie nie traktować wszystkiego z tym związanego jako sprawy życia i śmierci. Wydaje się, że można np. na luzie parafrazować znane zwroty i wykorzystywać ich w ciekawym kontekście.

          0
  2. Zarówno Bóg jak i koszykówka są składowymi życia,podobnie jak praca,wakacje,rodzina i inne. A w życiu miedzi innymi liczy się otwartość i zdrowy rozsądek. To właśnie Bóg dał człowiekowi rozum i wolną wolę aby korzystał życia wg własnego upodobania ( czego głoszący słowo Boże nie do końca przestrzegają ). Zalecam koledze więcej luzu i dystansu, internet nie jest dobrym miejscem na krucjaty-:)
    Styl pisania autora ( Maciek ) jaki jest każdy widzi i po mojemu ogólnie się podoba, Tobie sie nie podoba-nie czytaj, to takie proste…

    0