Turniej NCAA, dzień 3: Wisconsin, bloki, skręty

7
fot. AP Photo
fot. AP Photo

Niedzielnych poranków, takich jak ten, kiedy mogę spokojnie wypić ulubioną kawę George’a Clooneya, skupić się na tym co robię, odtworzyć wydarzenia, które śledziłem do 3-ciej nad ranem, jest naprawdę mało.

Tym bardziej doceniam i szanuję, coś jak Eldoka na wolno pod sklepem, kiedy oklaski szumnie zaczepiają Twoją głowę. Wygrałem.

Triumfatorów w kolejnym dniu NCAA Tournament oczywiście nie brakowało, no bo przecież ktoś musiał wygrać, ale w końcu, nareszcie, mieliśmy dobrą noc z koszykówką akademicką. A nie mówiłem? Zaczęło się poważne granie…

Do gier! (Maciek już czuje się zagrożony z Fleszem, Adam z Wake-upem)

Meanwhile – brackety płoną!

bracketsh6g

1. Wisconsin, bloki, skręty

Doskonale pamiętam dzień, w którym wiadomość o jakże niespodziewanym/nagłym/kurewsko brutalnym odejściu Bo Ryana uderzyła w cały stan Wisconsin, we mnie także. Ludzie palili opony, rzucali butelkami, Ameryka na chwilę się zatrzymała, wszyscy byli po prostu smutni, albo wkurwieni…

Pełniący wówczas rolę lojalnego asystenta Greg Gard dostał w okolicach 15 grudnia 2015 roku solidnego liścia w twarz. Został na placu boju sam, bez swojego guru, bez Franka Kaminsky’ego i Sama Dekkera, bez jakiegokolwiek planu, aby ratować koszykówkę w Wisconsin. Koszykówkę wielką w ostatnich latach, ponieważ Bo Ryan i Badgers dwa razy z rzędu (2014, 2015) zagrali w magicznym Final Four, z czego w ostatnim tchnieniu Ryana w samym finale.

Ten team już bez Kaminsky’ego i Dekkera, ale z rozwijającymi się Nigelem Haysem i Bronsonem Koenigiem rozpoczął nowy etap walki w od zawsze niewygodnej Big Ten Conference. Gard nie zrezygnował z pewnych schematów, nadal funkcjonowały klasyczna help defense oraz ball movement, który pozwalał w ostatnich latach Badgers na wielkie sukcesy.

Dlatego m.in. Gard, mimo wielu przeciwności, awansował w tym trochę rozbitym sezonie 2015/16 aż do Sweet 16, zaś do sezonu 2016/17 wchodził nie tylko z Haysem i Koenigiem, ale także z Ethanem Happem, który stworzył ze wspomnianą dwójką takie ciche Big Three w stanie Różowych Lat 70-tych…

Tym bardziej wczorajszy mecz Wisconsin z Villanovą nie był meczem drugiej rundy. To znowu Komisja NCAA dała dupy, rozstawiając Badgers dopiero z ósmym seedem w regionie, no bo przecież mieli wzloty i upadki w regular season, no bo przecież wszystko musi się zgadzać w rankingu RPI. Doceniam pracę tych ludzi, ale momentami zaczynam się zastanawiać, czy czasem podczas selekcji czegoś nie ćpają.

No więc Wisconsin z Villanovą – dla mnie kolejne THE MECZYWO, dla Janusza March Madness niewygodny mecz ze świetną defensywą, zwrotami akcji czasami nie po naszej myśli.

Do pracy przyszli wczoraj wszyscy oprócz Krisa Jenkinsa, który był bohaterem roku 2016, trafiając game winnera w finale z Północną Karoliną. Tamten Turniej w jego wykonaniu był majstersztykiem, szczególnie kiedy Jenkins dominował na low post i w mid range, robiąc na ludziach mniejszą wersję Paula Pierce’a w prime. Wczoraj zaczął od 1/7 z gry, skończył na poziomie 2/9, nie dając nic oprócz jednego solidnego wjazdu w drugiej połowie.

Sytuację starał się ratować Josh Hart (19 punktów), ale on również w samej końcówce dwa razy uderzył głową w mur i został zatrzymany na pomocy w kluczowej akcji przez Vito Browna – dla mnie cichego bohatera soboty. Bez liderów, bez zagubionego trochę Jalena Brunsona, Villanova swój atak oparła na Donte DiVincenzo, który trafiał ważne rzuty i cisnął w defensywie Bronsona Koeniga jak tylko mógł.

Koenig (17 punktów, 3/6 za trzy) i Happ (12 punktów, 8 zbiórek, 3 asysty, 2 przechwyty, 2 bloki) w pewnym momencie mieli po cztery faule na koncie – to miało być momentum dla Villanovy, ale gdzieś na pięć minut przed końcem Koenig wrócił, trafił jednego jumpera, kilka posiadań później trójkę, a potem kolejną na 62:59 dla Badgers. Dla mnie to był swoisty koniec świata, bo jak duże jaja trzeba mieć, żeby mimo wszystko się podnieść i ciągnąć swój team ile wlezie…

Plus fantastyczny i wszechstronny Happ, który wciąga tyłkiem skocznych i atletycznych freshmanów. Mind game…

Zwrotów akcji było od groma, ja niepotrzebnie się rozpisałem, ale te emocje nadal we mnie buzują, bo to był mecz z najwyższej półki. Poziom Elite 8, który przypieczętowała akcja Nigela Jordana Smitha Hayesa – zdania są podzielone pomiędzy MJ move, a Steve Smith move

Jasne, smutno było oglądać po meczu wypowiedzi Jay’a Wrighta, mimo wszystko w miarę uśmiechniętego, jak zwykle przystojnego i klasycznego. Nie ma w NCAA bardziej dżentelmeńskiego coacha. Wright przez ostatnie lata wciągnął Villanovę do ścisłej czołówki. Zrobił to razem z Joshem Hartem i Krisem Jenkinsem, którzy teraz musieli przełknąć gorycz nie aż tak niespodziewanej porażki, bo ja tej przegranej absolutnie upsetem (65:62) nazwać nie mogę.

I jeszcze chwila refleksji – Josh Hart z fenomenalnym, wręcz perfekcyjnym sezonem życia. Pamiętam jak przychodził do Villanovy głównie jako specjalista od 3 and D, a odszedł jako jeden z najlepszych graczy w historii tego programu. Mam nadzieję, że znajdzie się dla niego miejsce w NBA.

Czekamy… Heck of a game!

2. Gonzago – lepiej przygotuj się na Sweet 16

„Kiedy mówię Polska, mam przed oczami pszeniczny kłos wyrosły na tej ziemi. Znajome boćki co przycupnęły na przyjaznej mazurskiej chacie, widzę bursztynowy świerzop, tańczący wśród fal burzanu. To tak sobie myślę, że biurokraci żrący swe hamburgery w Brukseli zapomnieli co ten kraj, ten lud może i biedny, ale dumny i waleczny zrobił dla Europy, dla całego świata!”

Przemek Karnowski robi dla nas dobrze rzeczy od początku swojej kariery w NCAA, ale wczoraj Gonzaga w pewnym momencie już-blowoutu z będącymi na fali Northwestern Chrisa i Douga Collinsów po prostu odpuściła, waląc głową w mur jak niezadowolony przedszkolak.

I to jest bardzo niepokojące w kontekście match-upu z mocną West Virginią w Sweet 16. Bo jeżeli prowadzisz już różnicą 22 punktów, w Turnieju NCAA, nie w jakiejś piździkowatej Konferencji West Coast, to musisz utrzymać skupienie do ostatniego gwizdka, nie pozwalając sobie odbierać tego na co ciężko zapracowałeś.

Tak było wczoraj – jeszcze w pierwszej połowie kiedy defensywny walec Gonzagi nie pozwalał Dzikim Kotom z Northwestern na zbyt wiele, pomijając już fakt, że gracze Chrisa Collinsa nie trafiali otwartych rzutów. Tak jak wspomniałem – to był już blowout, gdzieś na starcie drugiej połowy, kiedy Zags prowadzili 41:20.

Przemek Karnowski (9 punktów, 4 zbiórki, 2 asysty) grał tylko 19 minut, głównie za względu na kolejny mecz przeciwko niższym rywalom, którzy żwawo ruszali się na obwodzie. Dlatego trener Gonzagi Mark Few znowu wstawił na ważniejsze fragmenty freshmana Zacha Collinsa (14 punktów, 5 zbiórek, 4 bloki – a w zasadzie 3), który nadążał za fałszywymi wysokimi Wildcats. Center Zags był stety/niestety uczestnikiem kontrowersyjnej akcji, po której Chris Collins dostał technika – sędziowie znowu dali dupy.

To był kluczowy moment runu Northwestern, w zasadzie jego koniec, a Mark Few po ledwo utrzymanym meczu (79:73) powinien nieźle opierdolić Nigela Williamsa-Gossa (20 punktów, 7 zbiórek, 6/19 z gry), któremu nagle odpaliła się kariera, a skuteczne akcje na krótkich pin-downs zamieniły się w pretensjonalny hero-ball. I ten język ciała, kiedy Williams-Goss opieprzał kolegów za błahe elementy. Nie wiem czy to presja, czy może sodówka i artykuł na The Players’ Tribune.

Jeżeli Williams-Goss będzie chciał wygrać dla świata tytuł w pojedynkę, jeżeli Gonzaga nie będzie trafiać rzutów w transition offense (wczoraj 4/16 za trzy), co uwielbia robić, jeżeli ten team przestraszy się presji na całym parkiecie w wykonaniu West Virginii, może się pakować i podziwiać w Spokane banery za dominację we „wszechmocnej” West Coast Conference.

Żarty się skończyły – pressure defense, rotacja dziesięciu graczu i momentami brutalność West Virginii będą dla Gonzagi czymś nowym, bo w tym sezonie ekipa Bulldogs z czymś takim się jeszcze nie spotkała.

To już inny poziom, należy o tym pamiętać, wyciągając wnioski z prześmiesznego match-upu z Northwestern.

W pewnym momencie pomyślałem pod impulsem syndromu rodzica – szkoda… To byłaby świetna historia.

northwesternkid

3. Niespodziewane blowouty i męczarnie – poważnie

Chyba nikt nie spodziewał się tak fatalnej gry Virginia Cavaliers, który nie wyszli nawet z czterdziestu punktów i zostali rozbici przez Florida Gators (39:65). I to jest chyba największy upset wczorajszej nocy, bo będąca od kilku sezonów w czołówce Virginia przeszła obok tego meczu.

30% z gry, 7% za trzy! Nikt nie rzucił 10 punktów, a Gators konsekwentnie robili swoje przy kolejnym świetnym meczu Devina Robinsona, tym razem na 14 punktów i 11 zbiórek. Brackety poleciały…

W przeciwieństwie do Gators, ich stanowi rywale Florida State Seminoles zostali wręcz połknięci przez Xavier (66:91) i Trevona Blueitta, który po dwóch meczach Turnieju zalicza średnio 25 punktów i trafia 55% za trzy. Game-changer dla Chrisa Macka – i tutaj znowu kłania się Komisja, która mocny team z Big East rozstawiła dopiero z 11-tym seedem.

Bywa…

Florida z Wisconsin – Xavier z Arizoną w Sweet 16.

Minus dla Arizony, która wczoraj męczyła się z Saint Mary’s i przegrywała w pewnym momencie 12:22. Na takie rzeczy nie ma również miejsca przy poważnym graniu i dobrze dla Seana Millera, że do pracy przyszedł Lauri Markkanen na 16 punktów i 11 zbiórek. Gdzieś obok na L-4 poszli guardzi ‘Zony, którzy muszą być jej najmocniejszym punktem w kolejnym starciu.

Purdue z Iowa State – Boilermakers prawie rozpizgali przewagę 13 punktów po pierwszej połowie i chwała Bozi, że mieli Caleba Swanigana w opcji 20 punktów, 12 zbiórek i 7 asyst, plus jeden mega ważny chybiony dunk, wow.

Dobry mecz miał Vince Edwards (musi być ich x-faktorem!) – 21 oczek, 10 zbiórek i 4 asysty, a sam run Cyclones rozpoczął Monte Morris (18 punktów, 9 asyst, 4 zbiórki, 3 steale), który na szczęście dla Purdue zawiódł trochę w samej końcówce.

Z inne beczki – nie było historii w meczu Butler z Middle Teenneesse. Legacy Reggie’ego Upshawa oficjalnie się skończyło…

4. Draft 2017 w sobotę:

Ryan Edwards (Gonzaga) – 0 punktów, 0 zbiórek, 0 minut

5. Gramy dalej!

Klasyki na dzisiaj…

17:10 – Louisville z Michigan (must see!)

19:40 – Kentucky z Wichita State (poziom Sweet 16/Elite 8)

20:15 – Kansas z Michigan State (Josh Jackson vs Miles Bridges – warto…)

23:10 – North Carolina z Arkansas (nie wiadomo czy zagra Joel Berry – trochę game changer)

00:10 – Oregon z Rhode Island (meeeh)

00:45 – Baylor z USC (USC baby!)

01:40 – Duke z South Carolina (lewy bok)

02:40 – UCLA z Cincinnati (mógłbym wstać)

Gdyby ktoś chciał posłuchać trochę głupot o NCAA – zapraszam dzisiaj około godziny 20-tej do Radia Wrocław, a w zasadzie zaprasza Bartek Tomczak. Ja tam tylko będę sprzątał.

Jutro prawdopodobnie na zrzucie Maciek. Ja zostaję z dwiema chorymi córami na zwolnieniu, czyli nie będzie szans, żeby coś napisać

Pozdrawiam,

Ambsador C.

Poprzedni artykułWake-Up: LeBron pił kawę w dresie, zamiast grać w koszykówkę
Następny artykułWake-Up: 49 punktów Lillarda, 46 Irvinga i 40 Russella

7 KOMENTARZE