Gorący Ekspres: Nowe kontrakty (Ten się śmieje, kto śmieje się ostatni)

2
fot. AP Photo
fot. AP Photo

Pewnie grasz w fantasy, więc po miesiącu rozgrywek wiesz już który z graczy wybranych przez Ciebie w drafcie zawiódł. Zastanawiasz się “co zrobić?”. Wymienić – kiedy jego wartość niska? Czy zaczekać? Niby najlepiej zaczekać, ale kto wie jak nisko może spaść jego wartość? Może być jeszcze gorzej.

W drugą stronę… Pewnie masz też w którejś z lig takiego gracza, którego zabrałeś wysoko w drafcie – nasłuchałeś się o tym, że sory koleś, ale za wysoko – ale teraz, TERAZ chciałbyś przypominać o tym wszystkim, którzy mówili np że Giannis Antetokounmpo pod koniec Top10 to JEDNAK za wysoko.

Część GM’ów może dziś czuć się podobnie. Za nami pierwszy miesiąc sezonu, więc może już czas – a może jest jeszcze na to za wcześnie? – spojrzeć na kontrakty, które nie wypaliły, ale też i na te umowy, o których z boku mówiono “przesadziłeś”, ale okazują się być na razie całkiem całkiem.

Jest też bardzo dobre pytanie od Maćka Kędziory (czekam na Wasze pytania na [email protected]) z okazji Dnia Licealisty.


1. Bartek Bielecki pyta: Który z podpisanych latem kontraktów wygląda najgorzej po pierwszym miesiącu rozgrywek?

Michał Tomaszewski: Solomon Hill. Evan Turner jest za proste żeby odpowiedzieć na to pytanie. Myślałem nad Miles Plumlee’em i Solomonem Hillem i wybieram tego drugiego. 45 milionów za 4 lata a ten Hill w środę przekroczył dopiero drugi raz granicę 10 punktów w meczu od początku sezonu. Skuteczność na poziomie prawie 33% nie wygląda dobrze. To już drugi słaby kontrakt w Pelicans obok Omera Asika i kolejny minus w kierunku Della Dempsa.

Bartek Bielecki: $16M/3lata z Player Option dla Jasona Smitha od Wizards. Waszyngton podpisał tego zawodnika zaraz po ściągnięciu Iana Mahinmiego i Andrew Nicholsona i nikt nie wiedział sensu w tym ruchu. Wydawałoby się, że po kontuzji Mahinmiego, Smith będzie jednak przydatny. Tymczasem to najgorszy zawodnik na swojej pozycji w NBA wg wskaźnika PER i testu oka. Wszystko co robi, robi źle, popełnia straty, jest fatalny w obronie, nie trafia do kosza i nie może przestać faulować. Wizards są z nim gorsi od rywali o 14 punktów na 100 posiadań, niż bez niego. Nie wspominając nawet o Brandonie Bassie, czy Mareese Speightsie, którzy podpisali minimalne kontrakty, z łatwością można znaleźć bardziej wartościowych graczy za mniejsze pieniądze (Jordan Hill, Dewayne Dedmon). Tymczasem Ernie Grunfeld dał swojemu 30-letniemu, trzeciemu centrowi (na czterech w zespole), trzyletni kontrakt na aż 16 milionów dolarów i to jeszcze z opcją zawodnika.

Jędrzej Mirowski: Chandler Parsons 94 mln, 4 lata. Nie wierzę, że ktoś umieści kontrakt Turnera powyżej tego co dostał Parsons. Bo Turner przynajmniej gra i się stara, a Parsons wygląda jak ktoś, kto powrócił w połowie zeszłego sezonu, zagrał niezłe 2 miesiące (bo contract-year), a teraz po zgarnięciu ogromnego hajsu może wrócić spokojnie na kanapę, gdzie leczył będzie swoje kolejne kontuzje. Mogę się założyć, że w ciągu tego 4-letniego kontraktu Parsons nie zagra dla Grizzlies więcej niż 250 spotkań, bo w każdym opuści przynajmniej 20 meczów.

Krzysztof Ograbek: Chandler Parsons 94/4. Kontuzje, kontuzje, kontuzje. Wiecznie nieobecny i wydaje się, że najlepszą grę w jego karierze widzieliśmy w Houston. Można by tutaj wrzucić też Dirka z jego 50/2, ale zaraz się pojawią głosy, że jemu się to należy za lifetime achievment, a Wade za to taki pazerny i nielojalny, a Pat Riley dobrze zrobił, bo nie wpakował Miami w kontrakt “Kobego”.

Maciek Staszewski: Solomon Hill. 12 mln $ rocznie za… nie no nawet nie będę przytaczał jego statystyk, zapytaj jego właścicieli w fantasy. Zdziwisz się jak dokładnie można oddać cyferki gracza używając tylko różnych odmian słów “kurwa” i “chuj”. Dell Demps, idź sobie walnij browca z Robbiem Henniganem. Gdzieś poza ligą, odbudujcie najlepiej sport na Alasce.

Przemek Napierzyński: Chandler Parsons. Patrząc tylko na jego umiejętności, nie mam wątpliwości, że zasługuje na wypłaty, które dostaje. Ale nie o umiejętności tu chodzi, ale o to, że trochę rzadko pojawia się na boisku i niewiele wskazuje na to, żeby ta sytuacja prędko miała się zmienić. Niby obecna kontuzja nie jest taka poważna i dotyczy nie tego kolana, które miał chore ostatnio, ale mam przeczucie, że jego problemy niestety będą się powtarzać w ciągu całego sezonu. I patrząc na historię jego urazów, nie jest to sytuacja, której nie dało się przewidzieć. Widać nie wszyscy wyciągnęli nauki z casusu Amare.


2. Krzysiek Ograbek pyta: Kontrakty których zawodników, którzy w ogólnej opinii zostali tego lata mocno przepłaceni, nie wyglądają obecnie na takie złe?

Tomaszewski: Harrison Barnes. Z wszystkich wielkich kontraktów jakie padły podczas free agency, to ten Barnesa był najczęściej komentowany. Barnes został 1-2 opcją w ataku jego poprawa w ilości zdobywanych punktów zwiększyła się prawie dwukrotnie. Oddaje 18 rzutów na mecz a jego skuteczność jest cały czas na poziomie 46% jak w poprzednim sezonie i to wszystko nie wygląda aż tak źle jak na początku.

Bielecki: $128/5lat dla Bradleya Beala od Wizards. Miałem problem z tym pytaniem, bo chyba nie ma zbyt wielu takich graczy. Nie jestem pewien, czy ktoś mówił, że Beal jest przepłacony, ale w obliczu jego historii urazów, pewnie były takie głosy, niemniej max dla Beala to była oczywistość. Tak, Brad opuścił już trzy mecze w tym sezonie, ale to był uraz kompletnie niezwiązany z nękającym go co rok problemem kości strzałkowej. Beal zrobił niechcący szpagat, po tym jak faulował go Marcus Smart i podejrzewam, że 99% graczy NBA by to zabolało. Trzeci wybór Draftu 2012 po krótkim odpoczynku zaczął grać na miarę oczekiwań, albo nawet lepiej. W ostatnich dwóch meczach miał 34 i 42 punkty, grając na dużej aktywności do samego końca spotkania – nie wyglądał w ogóle na zmęczonego, mimo że np. przeciwko Suns, był go-to-guyem Wizards w każdej akcji w drugiej połowie meczu. Oby tak dalej.

Mirowski: Mike Conley 153 mln, 5 lat. Yuup. Conley trafia w tym sezonie rekordowe 48,7% zza łuku i 88.0% na linii wolnych. Statystyka On/Off Court? Bardzo dobre +20.5 . Conley idzie po swój pierwszy występ w ASG. Kontrakt jest 5-letni, więc jego ostatni rok przypadnie na jego 33-cie urodziny. Jeśli Mike utrzyma taką formę jak obecnie to ten kontrakt naprawdę może być dość znośny dla Grizzlies. Nie mówię, że to dobry kontrakt, ale w porównaniu do tego jakie byly nasze pierwsze wrażenia w lipcu… jest zdecydowanie pozytywne zaskoczenie.

Ograbek: Mike Conley 153/5. Najwyższy kontrakt w lidze, ale za ten sezon jeszcze 5 zawodników dostanie tyle samo pieniędzy i Conley nie jest najsłabszy w tej grupie (Al Horford jest). Jest generałem w drużynie, która ponownie przekreślana przed sezonem, ponownie śmieje się wszystkim w twarz i jest najbardziej pozytywnym zaskoczeniem początku sezonu. Gdyby grał w Lakers, to na 100% zadebiutowałby w meczu gwiazd, ale gra w Memphis, więc ma jakieś 50% szans.

Staszewski: Jon Leuer. Stan VG nie dał rady powiększyć wartości tylko jednego pozyskanego przez siebie gracza, ale może o czymś nie wiemy i Zbawca Detroit ma gdzieś pod miastem jakąś małą farmę na której rośnie złoto i Boban musi odstraszać od niej wróble. Natomiast Jon Leuer wygląda kozacko, jeśli oglądasz Pistons, to na pewno już dawno nie zastanawiasz się nad jego hajsem. Zasługuje na niego, nawet mimo tego, że nagle przestał trafiać trójki. Dobrze broni, pokazuje piękny touch przy obręczy i daje swojemu trenerowi dużo możliwości eksperymentowania z lineupami. Dość powiedzieć, że nie gra jeszcze w pierwszej piątce pewnie tylko z powodu tego, że Reggie jeszcze nie wrócił i Stan nie chce rozbijać S5, dopóki nie będzie ona grała w pełnym składzie. (lineup z nim zamiast Marcusa Morrisa w 52 zagrane minuty robi NetRtg +18.3 i jest pod tym względem 7 w lidze ze wszystkich które zagrały 50+ min).

Napierzyński: Dwyane Wade. Nie wiem, czy w ogólnej opinii Wade był przepłacony, ale na pewno był przepłacony w moim mniemaniu. I wciąż nie mam pełnego przekonania, że tak wielkie pieniądze zainwestowane w gwiazdę po primie, z bogatą historią urazów to dobry interes, ale póki co prezentuje się na boisku nieźle, nie zabiera piłki Butlerowi, a Chicago zaczęło sezon nadspodziewanie dobrze, co też jest niewątpliwie jego zasługą.


3. W środę był dzień licealisty i z tej okazji Maciek Kędziora pyta – Czy jest jakiś zawodnik NBA, który wg. Was za szybko został wybrany w Drafcie i jakbyście mogli, to zostawilibyście go jeszcze w NCAA?

Tomaszewski: Aaron Gordon. To już jego 3 sezon w NBA a on ma dopiero 21 lat. W tegorocznym drafcie wybierani zostali starsi gracz niż on np. Kris Dunn. Może gdyby Gordon został jeszcze jeden sezon w NCAA to nie zostałby wybrany do Orlando gdzie się po prostu męczy i nie ma dla niego miejsca w rotacji jako silny skrzydłowy tylko jest ustawiany jako niski skrzydłowy, który w karierze nie przekracza 30% za trzy.

Bielecki: Anthony Bennett. To chyba najbardziej oczywisty wybór, ale NCAA zaczynam ogarniać dopiero przed samym Draftem, więc idę na łatwiznę. Bennett zostanie zapamiętany jako największy, albo w najlepszym przypadku, jeden z największych bustów w historii. Nie był na pierwszym miejscu w Mock Draftach, więc to też częściowo wina Cavs, że wybrali z pierwszym numerem zawodnika nie gotowego na NBA. Kanadyjczyka zjadała w debiutanckim sezonie trema i wydaje mi się, że rok, a może nawet trzy lata więcej w koledżu, uczyniłby z niego przynajmniej solidnego zawodnika NBA.

Mirowski: Anthony Bennett. Kwame Brown? 80% bustów z TOP15 Draftów to właśnie ludzie, którzy powinni wstrzymać się z decyzją o przejściu do NBA. Wielu z nich liczy na szybki szmal, zamiast przygotować się do gry na zawodowym poziomie w 100%. Nie mówię tutaj jedynie o poziomie umiejętności, ale także o graczach, którym dodatkowy rok na siłowni lub pod okiem osobistego trenera i mentora [nie lekceważmy przygotowania mentalnego] zrobiłby dużo lepiej, niż znalezienie się w profesjonalnej drużynie, w której masz zaledwie kilka prawdziwych szans na pokazanie, że jesteś lepszy od 20-30 innych graczy, jacy przewiną się przez letni camp Twojej drużyny.

Ograbek: Brandon Ingram. Widzieliście jego nogi? W spodenkach Lakers wygląda jak trzynastolatek podbierający ubrania swojemu osiemnastoletniemu bratu.

Staszewski: Skal Labissiere i Deyonta Davis. To goście którzy sami pewnie najbardziej żałują swoich decyzji, a to najlepsza według mnie miara w takiej sytuacji. Mogli by w tym sezonie niszczyć w NCAA i pójść dużo wyżej w tegorocznym drafcie, mimo że jest dużo mocniejszy niż zeszłoroczny. Inne dwaj ludzie którzy robiliby szał w NCAA w tym roku i zostaliby pewnie wyżej wybrani to Henry Ellenson i Isaiah Whitehead, ale obaj trafili w świetne dla siebie miejsca w NBA, dlatego pewnie nie żałują podjętych decyzji.

Napierzyński: Może Brandon Ingram? Zacznijmy w ogóle od tego, że kwestią dyskusyjną jest to, czy młody zawodnik lepiej rozwinie się w NBA czy w NCAA. Na pewno zależy to od konkretnego przypadku, jego umiejętności, drużyny, w której gra, ilości minut, celów itd. Natomiast to temat na inną dyskusję. Jeśli miałbym już kogoś wybrać, to stawiam na Ingrama, który umiejętnościami jest NBA ready, ale ciało ma jeszcze nastolatka i chyba prościej byłoby mu budować masę w koledżu, gdzie jest mniej meczy, więcej czasu na trening, a przeciwnicy nie odstają tak atletycznie i starcia z nimi są zapewne mniej bolesne.

Poprzedni artykułDniówka: Wyścig po MVP
Następny artykułWake-Up: Warriors w końcu nr 1 na Zachodzie, 50 trójek Houston

2 KOMENTARZE

  1. Zawodowa koszykówka to inny sport niż NCAA, dlatego lepiej wcześniej trafić w struktury NBA i tam rozwijać swoje talenty. Warunkiem jest posiadanie satelickiego zespołu w D-League. Szczególnie ważne jest to dla graczy z dalszymi nr w drafcie, np. Zubac z Lakers będzie pewnie często wspierał D-Fenders w tym sezonie. Lepsze to niż 15 miejsce w teamie NBA.

    0