Flesz: Jak Detroit Pistons poradzą sobie bez Reggie’ego Jacksona

5
fot. Mike Mulholland, MLive.com
fot. Mike Mulholland, MLive.com

W piątek popołudniu powinniśmy poznać faktyczny przewidywany czas przerwy Reggie’ego Jacksona, który zmaga się z zapaleniem ścięgna w lewym kolanie. Długość tej przerwy zależeć będzie od tego jaki sposób rehabilitacji zostanie obrany.

Nie ma jeszcze stuprocentowej gwarancji, że nie będzie potrzebna operacja, ale wstępne przewidywania mówią o tym, że Reggie opuści od 6 do 8 tygodni. W takim wypadku opuściłby pierwsze 15-20 meczów sezonu 2016/17.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułWake-Up: Gortat zmierzył się z Embiidem. Lin zadebiutował na Brooklynie
Następny artykułRaport: NBA i Związek Zawodników mogą wkrótce sfinalizować warunki nowej umowy

5 KOMENTARZE

  1. Świetny tekst. Oglądajac mecz z Nets i Smitha cały czas myślałem, że nie wygląda to tak źle w ataku (chociaż popełnił kilka głupich błędów – może brak koncentracji lub stres związany z pierwszym meczem w barwach Pistons), ale w obronie zwyczajnie brakowało mu centymetrów. To będzie problem i po tej stronie parkietu paradoksalnie możemy odczuć nawet większe braki (bo przecież Reggie nie jest jakimś wielkim obrońcą).

    W idelnym świecie Ish jest zmiennikiem Jacksona, wchodzi na rezerwy, napędza atak i biegamy na maxa, przez co te krótsze okresy gdy przebywa na parkiecie pewnie będą lepiej wyglądać niż gdy ma być starterem. Ale gdyby tu jednak był Delly, to z pewnością byłby teraz mniejszy problem.

    Co do reszty, to Jon Leuer zagrał dobrze i będzie grał dobrze (kończył nawet mecz jako stretch-5) i myślę, że jeszcze pewnie zaskoczy wielu. To może być historia podobna do tej jaką mieliśmy z Marcusem Morrisem, gdy dostał poważne minuty. A co do samego Morrisa, to mimo rzekomego rozwoju Stanleya Johnsona wciąż jest minimum o klasę lepszym koszykarzem. Równy, pewny, nie robi głupich błędów. Stanley w s5? Może za 2 lata.

    Aha, Tobias Harris wyglądał genialnie.

    0