Derrick Rose “wrócił do domu”, ale to Anthony Davis rządził w Chicago

9
AP Photo
AP Photo

Blogerzy z Chicago usiedli do swoich klawiatur, mając na koniuszkach palców słowa “powrót do domu” …

Do domu powrócił Derrick Rose i po raz pierwszy od miesięcy zagrał przed własną publicznością. Wziął mikrofon, powiedział kilka słów, zdobył 7 punktów, dwa razy wyprzedził swój cień, przestrzelił jeden wsad, krwawił z twarzy i lądował zwyczajowo na jednej nodze. Zebrał owację na stojąco. Podpiął się pod niego nawet Mike Krzyzewski i posłał go na parkiet, kiedy już nie musiał, by ogrzać się w ciepłych okrzykach tłumu z wietrznego miasta.

Blogerzy z Chicago wspomną o tym. Potem zaś wyliczą, że Anthony Davis powinien zostać wolnym agentem gdzieś koło 2020 roku i zaczną pisać swoje teksty o tym, że naturalnie musi wrócić wtedy do swojego rodzinnego miasta.

Davis był zjawiskowy po obu stronach parkietu. Blokował rzuty, zaczynał kontry, kończył kontry, trafiał z półdystansu, lądował w pogoni za piłką w trzecim rzędzie trybun. Podobnie jak Kevin Durant w 2010 roku, wyglądał w każdym momencie na najlepszego gracza na parkiecie. Uważajcie, nadchodzące mistrzostwa świata będą jego imprezą. Za kilka lat, to on będzie przysparzał nam emocji na rynku wolnych agentów.

Teraz, kiedy to czytacie, odsypiam już mecz towarzyski USA – Brazylia ze spokojnym poczuciem satysfakcji, że nawet w sierpniu można zawalić nockę na oglądanie koszykówki i mieć z tego satysfakcję. To było pierwsze z czterech zaplanowanych spotkań  kadry USA i choć zgodnie z oczekiwaniami nie stało jeszcze na najwyższym poziomie, to Anthony Davis sprawił, że nie będę narzekał na przespanie niedzieli.

Davis zaliczył 20 punktów, 8 zbiórek i 5 bloków i poprowadził Amerykanów w czwartej kwarcie, gdy wreszcie udało im się odjechać Brazylii na bezpieczną odległość, by wygrać całe spotkanie 95-78. Wygląda na to, że bardzo szybko poznaliśmy odpowiedź na pytanie, kto będzie twarzą tej reprezentacji.

Mike Krzyzewski był zaskoczony decyzją Kevina Duranta o odpuszczeniu kadry i chyba trochę rozżalony, że gwiazdor Thunder podjął ją tak późno. Amerykanie szykowali ofensywę, w której KD miał być oczywiście kluczowym elementem i teraz w ciągu kilka dniu musieli znaleźć plan zapasowy. Nie znaczy to jednak, że mają jakiekolwiek powody, by dramatyzować. Przede wszystkim dlatego, że system Krzyzewskiego w reprezentacji nie jest szczególnie skomplikowany. Amerykanie nie grają właściwie zagrywek poza pick’n’rollami i zasłonami dla strzelców. Nic nie zmieniło się od kilku lat i tym razem będziemy oglądać zespół, który swoich przewag szukał będzie we wczesnej ofensywie i szukaniu strzelców za trzy punkty.

W pierwszej piątce Amerykanów zagrali Rose – Curry – Harden – Faried – Davis. Keneth Faried nie był do końca niespodzianką, bo Brazylia wyszła w klasycznym ustawieniu z Nene i Spliterem pod koszami. W sytuacji, w której nie miał do dyspozycji Duranta, Krzyzewski nie chciał ryzykować gry od początku z inną nominalną trójką na pozycji numer cztery. Najprawdopodobniej jednak w przypadku spotkań z niższymi rywalami tak to właśnie będzie wyglądać.

To dopiero pierwsze spotkanie i naprawdę trudno wyrokować, czy już teraz mówi nam cokolwiek o ostatecznym kształcie składu kadry USA, ale mam kilka obserwacji:

1. Krzyzewski zagrał cały mecz zaskakująco krótką rotacją. Z ławki weszli jedynie Irving, Gay, Plumlee, Thompson, Parsons i na chwilę Korver i Lillard. Na parkiecie nie pojawili się nawet na chwilę DeRozan, Drummond ani Hayward. Czy oznacza to, że są krok za resztą w rywalizacji o miejsce w składzie? W najtrudniejszej sytuacji wydają się być dzisiaj Lillard i DeRozan, bo ich rywale zagrali dziś bardzo dobrze.

2. Kenneth Faried wykorzystał minuty, które dziś dostał i pokazał, że nawet jeśli nie jest w stanie rozciągać obrony i grozić rzutami z dystansu, to przynosi do stołu walkę na tablicach i mnóstwo energii. Poza Davisem w rotacji podkoszowej nie było dziś nikogo lepszego. To może dać mu delikatną przewagę nad swoją konkurencją.

3. James Harden spędził cały mecz na pozycji numer 3, grając obok dwóch rozgrywających, ale jednocześnie był najważniejszym kozłującym w drużynie. Wysoki pick’n’roll Harden – Davis zapowiada się na sztandarową zagrywkę tej drużyny. Harden dostał też najwyraźniej od trenera zielone światło, by agresywnie szukać swoich rzutów. Był dzisiaj drugim najlepszym strzelcem (18 punktów) i aż 11 razy był na linii i chyba to on będzie go-to-guy w końcówkach spotkań.

4. Stephen Curry spędził właściwie cały mecz, grając bez piłki. Nie wiem, czy choć raz miał możliwość rozgrywania w pick’n’rollu. Póki co jego rola w tej reprezentacji ogranicza się do grania z pozycji numer 2.  Jest to dla mnie niespodzianka, bo Curry lepiej kreuje kolegów niż Rose i Irving, ale z drugiej strony rozumiem, że w tej drużynie będzie używany przede wszystkim jako strzelec.

5. Derrick Rose i Kyrie Irving długimi momentami – szczególnie w pierwszej połowie – bronili pressingiem na całej długości parkietu przeciwko rozgrywającym rywali. Po odesłaniu do domu Johna Walla zastanawiałem się, czy Amerykanie będą mieli kogoś, kto będzie w stanie bronić w ten sposób. Dzisiaj okazało się, że najwyraźniej tak i pewnie będziemy widywać to częściej w ich wykonaniu.

6. Rudy Gay i Chandler Parsons, którzy teoretycznie powinni przejąć rolę zarezerwowaną dotychczas dla Kevina Duranta w niskich ustawieniach, zagrali mało przekonująco. Krzyzewski z pewnością będzie jeszcze próbował Gordona Haywarda na tej pozycji. To może być najbardziej istotna rywalizacja o miejsce w kadrze. Amerykanie muszą mieć elastyczność, by grać w ustawieniach 4-1 i rozciągać obronę.

Nie wiem, dlaczego Krzyzewski postanowił zagrać dzisiaj akurat taką rotacją, ale podejrzewam, że zmieni się to w następnym spotkaniu i wtedy zobaczymy dopiero, jak kształtować się będą mini rywalizacje w kadrze. Póki co pewni wyjazdu do Hiszpanii mogą czuć się raczej jedynie: Davis, Harden, Curry i Rose.

Brazylijczycy, choć trzymali się dzielnie przez trzy kwarty, to nie zawiesili poprzeczki szczególnie wysoko. Oba zespoły popełniały sporo niewymuszonych błędów i niedokładności. To był jeden z tych nie-denerwujcie-się-na-nas-dopiero-się-zgrywamy meczów. Już w środę przez USA kolejny sprawdzian – tym razem z Dominikaną.

Poprzedni artykułPaul George może wrócić do gry w tym sezonie (i grać z Shawnem Marionem)
Następny artykułShawn Marion jednak w Cleveland

9 KOMENTARZE