Nowojorskie impresje 710… czyli kolejny odlot…

13

NOP to chyba ulubiony zespół polskich narodowców. Pelikan prawie jak bocian. Taki nasz swojski. Przaśny. I nie jest z San Franciso. Problem jest z tym, że jest z Nowego Oreleanu, ale ten był przecież kiedyś francuski… Da się to jakoś ideologicznie poukładać… Może na następny listopadowy marsz pielęgnujący wartości patriotyczne ktoś wręczy ambasadorowi Rosji koszulkę Pelicans razem z bukietem goździków? Do rozważenia.

Anthony Davis nie chce mi się dać poznać. W poprzednim sezonie, facet od którego czoła odbiła się lecąca mewa i pozostawiła trwały ślad (inspiracja dla postaci J. Deppa w tym ostatnim głupawym westernie). raz się przysiadł a  drugi raz zagrał coś zupełnie bezbarwnego. Dziś cała liga mówi, że po tym roku na długie lata zaokrętuje się w pierwszej dziesiątce najlepszych graczy NBA i potencjalnie będzie próbował zaatakować pudło w najbliższych latach. Jeżeli tak będzie, to przed 2045 powinien dostąpić zaszczytu przemowy na gali HoF. Chłopak jest z pewnością ruchowym fenomenem. Przy swoim wzroście (nie widać tego 6-10) robi rzeczy o których nie śniło się nawet Chrisowi Smithowi po tym jak wziął dropsa. Ma giętkość i elastyczność. Siła przyjdzie później. A może zupełnie. niekoniecznie. Może będzie taką lekko chyboczącą się trzciną? Tyle, że wtedy może trzasnąć.  Szukam jakiegoś porównania. K. Garnett wersja w atlasowym wdzianku o delikatności kobiety przed menstruacją? T. Duncan wersja dla nieletnich? Odległość i chwilowa nieobecność NOP w miesiącach letnich utrudnia mi znalezienie właściwego azymutu dla tych rozważań. Będę to jeszcze przemyśliwał.

Back court NOP jest chyba jednym z najsilniejszych w lidze. Kto by nie chciał mieć w składzie na jedynce J. Holidaya (murowana rola filmowa szefa jakiejś junty w Afryce), na dwójce E. Gordona – który chyba już przestał marudzić na swój jeszcze niedawno szerszeni los, a z ławki wchodzi ten niespełniony Magic Johnson – Tyreke Evans – wersja z diastemą (widać, że jeszcze się sakramenco miota – ale to są lata pracy z psychologiem). R. Anderson jest mimo życiowej tragedii (facet ma ciężko bo w każdym komentarzu o nim przez najbliższe trzy lata ten wątek będzie się pojawiał) jest nadal jedną z najlepszych rozciągających się czwórek. Jeżeli D. Morey wymieni go na O. Asika w HOU powinni się zastanowić nad zmianą np. nazwy lotniska.

Dalej już naprawdę trudno coś powiedzieć na pewno. A. Morrow wyglądał mi kiedyś na zawodnika, który nie pudłuje z czystych pozycji za trzy, dziś mam wrażenie wali raczej tylko setki, A. Rivers jest nadal liderem PER of końca (wczoraj ponad czterominutowy bilard i jeszcze 10 punktowy wyciek). J. Childressa zatrudnia się tylko po to, żeby promować środki na porost włosów, a Lou Amundsen razem z K. Olynykiem mają taki garażowy zespół metalowy, którego pierwsza płyta uzyskała w Czechach status diamentowej. F. Aminu (klub Carla Herrery) zrobił sobie wczoraj mały dżihad wyłuszczając Melo koraniczne zawiłości zwojów (brawo – wielu próbowało – niewielu się udało,) ale zasadniczo jego kariera jest gdzieś na zakręcie.

Mówiło się przed sezonem ambitnie o PO. Ale Zachód jest chyba jeszcze trochę za mocy na to ptasie radio. Na Wschodzie to mogłaby być pierwsza czwórka (to jest nie do wiary – tak na marginesie).

Mecz nie był zły. A w każdym razie tak nie wyglądał. Zwłaszcza, że Pelikany doszły do wniosku, że trzeba wyrównać szanse i podciąć sobie skrzydła. Dlatego właśnie A. Davis (murowana nagroda Fair Play)  złamał sobie łapę (STAT nie wystawia słoninki do karmnika). Cóż NYK nie potrafili wygrać nawet z New Orleans Dodos (ja szczerze mówiąc zwątpiłem, że da się to przegrać i po zejściu A. Davis’a z rezygnacją spojrzałem na wynik). Ale tak to jest kiedy nie trafiasz 12 z 13 rzutów w ostatnich 6 minutach. Wtedy jest naprawdę trudno zrobić coś w sprawie wygranej.

Melo ma nowy pseudonim Czipsior – bo jest taki crunchy. Ktoś złośliwie i zupełnie nie na miejscu wyciągnął mu statystyki, że na ostatnie 30 sekund w rzucie na krawat albo przewyżkę jest 1-16. Statystyka bezradnie rozkłada ręce. Melo przyznał znowu, że NYK są w ciemnym miejscu i on nigdy w takim nie był i zasadniczo boi się miejsc bez światła. Widać, że nigdy nie był w Polsce. To jest szokująca deklaracja.

Wydarzeniem wieczoru jest jednak zjebka jaką w 3Q przygotował Melo – I. Shumpert za to, że ten do dziś nie ogarnął pick and rolla (od razu widać, że nie czyta 6G). To było coś niesamowitego. Jak burą samicę psa tak go pojechał, jakbym Melo wszedł w upaćkanych błotem łapach na turecki uszak. Melo tylko spuścił głowę. Zwiesił ją bezradnie. Wymamrotał coś tylko spod napęczniałej botoksem wargi. Co było dalej? Iman już nie zagrał do końca spotkania. Symptomatyczne. Panowie zrobili po meczu tzw. downplay mówiąc, że oni tylko tak ze sobą rozmawiali, że hala jest głośna i chodziło o przekaz nie o formę i że Schump w ramach przeprosin kupił Melo już duże frytki. Po tym wydarzeniu oraz poparciem w szatni STATa, postępującą landryzacją swojej gry (widzicie to – to dobiegniecie do linii trzech punktów, potem tzatrzymacie i oddanie piłki z metra do nabiegającego partnera) i dobrym występie Juniora Iman zbliżył się niebezpiecznie w stronę klamki z napisem EXIT. Mam nadzieję, że nie zapomniał spadochronu. Będzie potrzebny.

A. Bargnani zaliczył jednego wieczoru 6 bloków – co mu się ostatni raz przydarzyło jak chodził na Ursynowie jako ministrant z księdzem po Kolendzie, JR Smith już idzie retoryką w tzw. „szum w kolanie” (to nie w głowie???) co co go męczy, do tej pory o tym nie mówił bo go  nie słyszał, myśląc, że to ktoś zostawił odkręconą wodę, R. Felton się szarpał, ale nie uciągnął – perszeronowi nie będzie nigdy lipicanerem, STAT przeszedł z +1 na +2 co w jego przypadku to jest jak wejście w nadświetlną (to co on robi w obronie to trzeba filmować, bo to może być globalne lekarstwo przeciwko ludzkiej depresji), MWP jeszcze tli się, że wszyscy rozumieją, że Igrzyska się skończyły.

Jakimś promyczkiem i próbą budowania hype’a na tym przegranym dziewiątym z rzędu (musiałem to powiedzieć) spotkaniu jest występ młodszego T. Hardaway’a, który jako rookie NYK, otarł się o rekord trafionych trójek T. Douglasa – 5. Toney miał w debiutanckim sezonie 6. Wierzący mają pewnie nadzieję, że o inne aspekty gry T. Douglasa już się ocierać nie będzie. THJ w S5? Czy nadal buda i krótkie spacery? Iman na ręczniki? Nie dajmy się tym występem omamić.

W piątek pojedynek z BKN. To przestał być mecz o prymat – kto jest najlepszy w mieście. To raczej spotkanie o to kto jest najgorszą drużyną w NYC. Dwie złe już znamy.  

Poprzedni artykułFlesz: George, Durant i Curry BIG, 9 z rzędu porażka Knicks
Następny artykułAkademicki zrzut (4): Willie Cauley-Stein jak Anthony Davis

13 KOMENTARZE

  1. emsi: nie chciałeś wyłapać ironii. Odnosiłem się do słabej postawy sg NYK w tym sezonie. JR/Shumpert/Prigioni prezentują się tak, że wzięty z emerytury Houston wcale nie byłby wielkim osłabieniem.

    Dziś mecz o prymat w Nowym Jorku. Aczkolwiek określenie prymat, jest tutaj pewnym nadużyciem.

    0