Linsanity trwa nadal

11
fot. NBA League Pass

Jermey Lin po raz pierwszy od czasu odejścia z Knicks pojawił się w Nowym Jorku i wyszedł na parkiet MSG. To miał być definitywny koniec Linsanity. Koniec tej legendy, która teraz przez coraz więcej osób uważana jest za przereklamowaną historyjkę.

Przed tym meczem Knicks u siebie jeszcze nie przegrali, są jedną z najlepszych drużyn w lidze, podczas gdy magia Lina gdzieś zanikła. Poza jednym meczem ze Spurs, jak na razie w Houston nie oglądaliśmy tego samego zawodnika, który swoją grą i historią porwał miliony kibiców kilka miesięcy temu. Póki co to nie jest sezon, jakiego oczekiwano w wykonaniu Lina, po tym co pokazał podczas tych pamiętnych kilkunastu spotkaniach w barwach Knicks. A do tego jeszcze Rockets przyjechali do MSG z serią 7 kolejnych porażek na wyjeździe. Dlatego też spodziewano się pewnego zwycięstwa nowojorczyków i meczu, w którym ostatecznie przekonamy się, że Knicks dobrze zrobili nie zatrzymując u siebie słabego Lina.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułPodsumowanie dnia: Ibaka show
Następny artykułPower Ranking (7): kto zatrzyma Thunder i Clippers?

11 KOMENTARZE

  1. @Filon
    Zależy jak na to patrzeć. Ja zaryzykuje stwierdzenie, ze Rockets w tamtym momencie na pewno, teraz raczej tez, zapłaciliśmy nawet wiecej za Jeremego. Nie chodzi tu jednak tylko o sprawy czysto związane z pakietem, ale głownie o marketing i zatrzymanie po kontuzji Yao, kibiców z Azji przy drużynie z Houston. Co się im tez udało i z marketingowego i finansowego punktu widzenia to mały maistersztyk. Czemu teraz raczej tez a nie na pewno, on bo chyba nikt nie spodziewalby się , ze do Houston trafi taki gracz jak James Harden i z teamu skazanego na wysoką loterie draftu staną się teamem walczącym o play-off.
    Jeremy akurat i w tym meczu nie błyszczał, na początku meczu Felton robił z niego miazge. Pózniej tez miał dwa zenujace airballe z czystych pozycji. Ale jest on jak wańka-wstanka, po każdym nieudanym zagranicy gra jakby nic się nie stało. Chłopak będzie coraz lepszy.

    0
  2. Uśrednianie jego zarobków nie oddaje tego co zrobili Rokets. Za dwa lata będa mieli Lina i Asika w ostatnim roku kontraktów i płacić im będą ok 15 mln za sezon. I to tak naprawde oddaje to czy on jest WART tych pieniędzy. 8 nie brzmi tak tragicznie jak 15 w ostatnim roku. Właśnie dlatego Kniks nie wyrównali tej oferty gdyż za 3 lata mieli by 4 maksymalne kontrakty. Tak samo jak Chicago nie wyrównało Asika.

    0
  3. ShamSports twierdzi, że Lin co roku dostaje tyle samo ($8,374,646).
    Nie przeczę, że Houston zarobi na nim sprzedając azjatom jego koszulki, natomiast wydaje mi się że dla każdej innej drużyny byłby przepłacony. Przynajmniej patrząc jak gra w tym sezonie. Tak naprawdę 2-3 dobre mecze to trochę mało. Faktem jest że być może bez Hardena byłoby lepiej… ale kto zaryzykuję 8 baniek.

    0
  4. http://espn.go.com/new-york/nba/story/_/id/8164374/source-new-york-knicks-awaiting-three-year-offer-sheet-jeremy-lin-houston-rockets

    odnosnie tego artykułu jest tak jak pisałem wcześniej. Głównym czynnikiem dla czego Kniks nie wyrównali było tych 15 mln w trzecim roku. 8 co roku jakoś by udzwigneli. Gdyby Lin został w NyK to przy tej ilości rzutów co oddaje Felton miałby podobne statystyki jeśli nie lepsze. Patrząc na jego gre z pozycji kontraktu jaki podpisał to to co prezentuje jawi się marnie w stosunku do pieniędzy jakie zarobi. Ale jeżeli spojrzymy, że za ten sezon dostanie 5 mln. to jego gra z poziomu statystyk nie wydaje się aż tak tragiczna na tle innych przepłaconych.
    Pozostaje poczekać na większe zgranie w Houston i oceniać go z perspektywy całego sezonu.

    0
  5. ale nie zapominajcie kto miał ostatnie słowo, tak, Melo, a on sobie nie życzył aby chłopak od ręczników i gatorade’a nie mógł być bardziej kochany przez nowojorską publiczność, więc wszystko zrzucono na wygórowaną pensję Lina.

    0
  6. “Linsanity dalej trwa” to takie mocno na wysrost stwierdzenie. Przecie Melo i Rasheeda (?) nie było. Bez Carmelo (i Amare i Imana) NYK strasznie dużo tracą. Trudny match-up dla nich to Rockets. Ja osobiście się przychylam do tego, że Lin jest przepłacony. Jest inteligentny, szybki i fajnie podaje, ale słabo rzuca i koszmarnie kozłuje. Tak wyszło, że ma taki kontrakt.

    BTW. Czy komuś jeszcze leciała krew z uszu od słuchania komentarza na Canal Plus? Ja wytrzyłame tylko i aż pierwszą połowę i przeniosłem się na amerykański komentarz. K-O-S-Z-M-A-R

    0